Polecany post

104. Książka: Banany i cytrusy, czyli leć do Afryki

piątek, 10 października 2014

9. Wieczór w Siem Reap

02.12.2013
  
    Taksówka jedzie dalej. Czym bliżej Siem Reap, tym droga staje się bardziej wyboista. Owszem, asfalt jest, ale dziur jest chyba więcej. W pewnym momencie stajemy koło  przydrożnego  kramiku. Piękna Khmerka jest właścicielką tego przybytku i tu sprzedaje. Można kupić jedzonko, picie, palenie itp. Ceny są jak w Norwegii  – szokują. Ale tu w drugą stronę. Ależ taniocha!!! Kupuję Colę, batona i paczkę Marlboro. Daje 5 dolarów i dostaje 11 000 rieli reszty. No raj. 1 dolar to ok. 4000 rieli. Za 100 dolarów - to bęęędzie - jakieś - z kilogram pieniędzy - szybko kalkuluję. Można płacić zielonymi, wydają w dolarach lub rielach. Nie potrzeba wymieniać dolarów przed przyjazdem tu. Czy na pewno nie stać, nas Polaków, na wakacje w Kambodży i krajach ościennych? A może to kolejny nasz przesąd? Taki jak ten o niebezpieczeństwie? Czy na pewno wczasy w Kołobrzegu są tańsze i bezpieczniejsze? Trzeba przyjechać tu, żeby się o tym przekonać.
    W pewnym momencie widzę człowieka. Idzie poboczem, w ręku trzyma  sznur. A na drugim końcu sznura …słoń. Szczęka mi opada na kolana a na kolanach aparat fotograficzny. Szamotam się …i nie zdążam zrobić zdjęcia. Być może, to miejscowy zrywkarz wraca do domu z pobliskiej dżungli po szychcie. Zmierzcha. Dojeżdżamy powoli do miasta. 180 000 mieszkańców, czwarte co do wielkości w Kambodży. Siem Reap  ma podobno w niektórych miejscach piękne, pofrancuskie, kolonialne budynki. Obadamy.     
    W końcu jesteśmy w mieście. Kierowca rozwozi wszystkich po hotelach. Mike namawia mnie żebym zatrzymał się w ,,jego’’ guesthousie. Ma tam rezerwację. Podobno świetne warunki i cena dobra - 3 dolary. Namawia mnie, żeby zwiedzać ruiny Angkoru razem. Nie da rady. On chce kontemplować niezwykłość  tego miejsca przez 3 dni, a ja mogę tylko 1 dzień. W zasadzie pół. Nie zgramy się. Ale wysiadamy razem i idziemy do recepcji. Oczywiście, ja rezerwacji nie mam. Niestety, nie ma miejsc. Pytam się gdzie by tu można znaleźć jakiś hotel. ‘’Idź w prawo, stacja benzynowa i w prawo, tam jest dużo hoteli”, odpowiada recepcjonistka. Żegnam się  z Mike’em, wychodzę i idę na poszukiwania. Nagle… jebudu… leżę. Noga wpadła w jakąś dziurę. Są tu jakieś wykopy, czy coś,  słabe oświetlenie a i ja już niedowidzę trochę. Kurwa…na co to mi było? …Ta Kambodża. Nie lepiej mi było leżeć w leżaku i pić shake w Szarm el –Szejk. Z parasolką. W Egipcie. Jak gość.  A nie na stare lata, ku… …ć.
    A jeszcze a propos niedowidzenia i mojego wieku. Wzrok mam tak słaby, że nawet już  w swojej pracy nie widzę szansy na awans.   
    Ale po chwili widzę hotel. Paris się nazywa. Piękny, stylowy, nie duży, w środku drewienko, cuda, żyrandole, jakbym się przeniósł w czasie, w początek  XX wieku, gdy Kambodża  była kolonią francuską. Nie ma tu za dużo gości. Po chwili wiem dlaczego. Jest drogo. 12 dolarów za dobę, za pokój. Niecałe 40 zł. Hmm. Co robić? Drogo. Aaaa, jak szalet to szalet. Biorę, na 2 doby. ,,A na jutro proszę tuk tuka’’, ,,na ósmą’’ ,‘’ tak, na cały dzień’’, ,,dobrze, niech będzie 15 dolarów’’.
Jeszcze mi recepcjonista szepce do ucha, choć nikogo nie ma: ,,możesz mieć gość eeeee na cała noc eeeee w pokój” i mruga porozumiewawczo.

Biorę klucz i idę po drewnianych schodach z pięknymi poręczami. Pokój super, klima, ręczniczki, szczoteczki, mydełka, srełka, PAPIER TOALETOWY i tabliczka z napisem ‘’nie wrzucać do muszli papieru toaletowego”.
    Padam na chwilę na łóżko. Jak dobrze, że tu jestem. Jednak.  Biorę prysznic (letnia woda, gorącej tu nie ma) i wychodzę coś zjeść. Bez trudu odnajduję jakąś restauracje i już zajmuje stolik. Jest  pusto. Ani jednego klienta. Zamawiam piwo Angkor (a jakże) i proszę kartę dań. Przychodzi kelner, przynosi piwo, orzeszki gratis, nalewa , składam zamówienie. Po chwili przychodzi drugi kelner z daniem. Ryż (wielka kopka), ryba (średnia) i super surówka z warzyw. Zajadam smacznie, popijam piwko małymi łyczkami. Pyszne, pięknie zmrożone. Jakie tu są dobre piwa!! Co wezmę łyka to kelner mi dolewa, stoi obok i mi się wpatruję w talerz i pokal. Ja łyk, on dolewa. Już mnie to wnerwia, tym bardziej, że z drugiej strony czyha drugi kelner. Chyba po to, że jak tamten zemdleje, to ten jest zapasowy. Już nie będę jadał tam gdzie nie ma klientów. Kelnerzy mnie peszą. Piję drugie. ,,Życie potrafi być piękne, jeśli chce’’, myślę, wypuszczając malborko-kółeczka. Płacę 5 dolarów, nie biorąc reszty i wychodzę. Niech mają. Po dwóch piwkach ma się ten gest.  Wychodzę na ulicę, wchodzę do apteki i … szczęka z hukiem wali w podłogę. 4 piękne praktykantki za ladą. Cudeńka, po prostu. Młodziutkie, egzotyczna uroda, bez cienia makijażu. Piękno w najczystszej postaci. Pytam o ,,magnesium’’, ale nie kumają. Piszę na kartce. Też nie kumają. Wołają  szefa, który kuma i sprzedaje mi pudełko magnezu. Za dolara. Wychodzę. One zostają. Też bym chciał tu zostać. Ło Buddo!!! Czas iść powoli do hotelu spać, ale jeszcze po drodze ichni ,,CPN’’. Idę, kupuję wielką wodę mineralną na zapas, rogaliki z nadzieniem kawowym  i oczywiście jednego browca. Tym razem Cambodia. Płacę 3 dolce. Wychodzę, podchodzi do mnie gość, jakiś miejscowy naganiacz i jest dialog:
- Sir, może dziewczynę na noc? - pyta
-Co?
-Piękne dziewczyny mamy tu, sir, 70 dolarów za całą noc.
- Za drogo, nie stać mnie - odpowiadam.
- To 60, sir. Sir taki piękny i młody.
-Wiem, wiem, ale 60 to też za drogo.
- To mamy inne, za 40, tanio, sir. Tyle, że to Wietnamki, sir.
-A one są brzydkie, że taka różnica w cenie? - pytam rozbawiony i zaciekawiony.
-Nieee, piękne, sir, piękne dziewczyny, tylko, że słabo mówią po angielsku.
- A gdybym z Kambodżankami nie chciał gadać? To coś taniej? - zaczynam się przekomarzać z nim.
-Sir - mówi - mam coś innego - ścisza głos - wielka atrakcja.
- Co?
- Sir, może chcesz z bazooki krowę zastrzelić, rozwalić na kawałki? Sir.
WTF?! Słyszałem o tej atrakcji w Kambodży, ale myślałem, że to tylko w okolicach Phnom Penh. Miałem już dość tej dyskusji i tego gościa, więc usłyszałem swój głos jak mówię:
- Can I fuuuuck a coooow?
Facet zdębiał a ja odszedłem. No takie coś? Ależ, my białasy, mamy tu opinie. Świrów - żądnych krwi i zboków. No, ale latami na taką opinię sobie tu pracowaliśmy. Francuzi zaczęli, potem Amerykanie, a teraz to już wszyscy pracujemy.
 Idę do hotelu, włączam klimę, rozpakowuję się, piwko, kąpiel i idę powoli lulu. Na ścianie widzę gekona, taką jaszczurkę. Super, nie będę sam. Poza tym są pożyteczne. Gdyby jakiś komar tu wleciał, to marny jego los. Gekonik nie ma ogonka. Biedactwo. Ale jemu, akurat, ogonek odrośnie.


   Kilka ogólników o Kambodży.


   Kambodża, piękny, buddyjski  kraj w Indochinach o bogatej historii. Pokryty głównie polami ryżowymi i lasami tropikalnymi z łańcuchami  gór: Kardamonowymi, Słoniowymi i Dangrek. Graniczy z Tajlandią, Laosem, Wietnamem i Zatoką Tajlandzką. Kambodża posiada klimat zwrotnikowy monsunowy z wyraźnym podziałem na porę deszczową i suchą. Rosną tu m.in. drzewa tekowe, kamforowe, sandałowe, palmy cukrowe. Z dużych ssaków mamy tu słonie indyjskie, tapiry malajskie, nosorożce sumatrzańskie, bawoły, antylopy garna, tygrysy i lamparty a także bogaty świat naczelnych, węży, owadów i ptaków. Przyrodniczy raj, rzekłbyś. Ale niestety w tej sielance przyrodniczej czai się jedna z najbardziej krwawych i przerażających historii współczesnego świata.  Pola, tropikalne lasy, krzakuny do tej pory nie zostały w wielu miejscach oczyszczone z niewybuchów, a przede wszystkim z min przeciwpiechotnych. To pozostałości po bombardowaniach amerykańskich, straszliwym reżimie Pol Pota i działalności Wietnamczyków. W roku 1975 Czerwoni Khmerzy przekształcili kraj w Demokratyczną Kampuczę i ustanowili rok 0. Zbrodnie jakich się dopuścili jeżą włos na głowie. Zabijali ludzi, żeby nawozić ich ciałami pola ryżowe, wrzucali żywcem do jaskiń (w okolicach Battambang), dzieciom rozbijali główki o drzewa na słynnych polach śmierci obok stolicy kraju, Phnom Penh, oszczędzając w ten sposób naboje. Szacunki mówią że mogli wymordować nawet 25-30 procent ludności. Z tych powodów stosunkowo niewielu tu starców, za to bardzo dużo dzieci. Społeczeństwo jest bardzo młode. Jak sobie radzi z tą straszliwą traumą? To chcę zobaczyć w te kilka dni. 

P.S. Przepraszam, za ostatnie zdania. Są smutne i szokujące. Ale to trzeba wiedzieć, żeby lepiej rozumieć ten piękny kraj.



1 komentarz:

  1. Dla zainteresowanych, ciekawy artykuł o Czerwonych Khmerach:
    http://kolaska.salon24.pl/511161,kambodza-zarys-dziejow-czerwonego-piekla

    Niewiarygodne. Historia niczym z ‘’1984’’ Georga Orwella. Przeraża. Najgorsza jest świadomość, że takie rzeczy mogą się powtarzać. Niestety, naiwnością było by sądzić, że się już nigdy i nigdzie nie zdarzą.

    OdpowiedzUsuń