Polecany post

104. Książka: Banany i cytrusy, czyli leć do Afryki

sobota, 30 maja 2015

40. Samotny wilk, część 3

 4-8.05.05
  


   Eksplozja, tak bym określił pawia, który trafia mojego prześladowcę prosto w ucho. Rzygając, wydaję z siebie głośny ryk dla zwiększenia efektu. Ryczę jak bawół. Niestety, mój ogon nie odwraca się w moim kierunku, tylko pochyla się do przodu. Pas bezpieczeństwa robi jednak swoje. Część piwa i solianki zbełtana razem trafia za kołnierz. Z radością obserwuję większe kawałki z zupki na szyi delikwenta. Samochód hamuje gwałtownie, a ja resztki pawia wypluwam przez drzwi, gdy samochód w końcu staje. Ubek, czy jak mu tam, wyskakuje z auta klnąc jak szewc. A ja robię głupią minę i mówię, że chciałem powiedzieć, że źle się czuję, ale nie zdążyłem. A on mnie uspakaja, że nic się nie stało i żebym się nie przejmował. Kurde, czy on jest aż tak głupi? Wyciera się jak szalony, pół mordy zarzygane, klnie zamaszyście przy tym a ja chichocę w myślach. A masz za swoje, gnido. ,,Jedziemy na stacje, muszę się przebrać”, wydaje dyspozycję do kierowcy. Ruszamy, koleś patrzy na mnie ze współczuciem. Nie jest na mnie zły, staje się dla mnie milszy! Takiego absurdu nigdy w życiu nie zaznałem. Stajemy w końcu na stacji. Gość idzie się przebrać, ja myję zęby i się trochę ogarniam. Sprawdzam w końcu zawartość swojego portfela. ,,A to skurwiele, oskubali mnie... PRZEEEEECHUJE", zauważam z wściekłością. Ukradli 100 dolarów i ok. 2000 rubli. Po prostu, połowę tego co miałem w portfelu. Miałem szczęście, że nie zajrzeli na dno mojej kosmetyczki, gdzie trzymałem kilkaset zielonych na zaś. ,,Kurwa, jak ten popieprzony kraj funkcjonuje? To są gliniarze?”. Gdzie honor munduru, w klapie którego przypięta jest gieorgijewska wstążka, symbol Dnia Zwycięstwa? Gdzie? Teraz jeszcze o tym nie wiem, ale nad Bajkałem, stwierdzę, że ukradli mi jeszcze scyzoryk i … nie do wiary … wszystkie majtki. O, jakież to kur(w)iozum. Dowcipnisie za dychę. Popierdoleńcy. 
agent niewyraźny jakiś
     Jedziemy dalej. Leżę na tylnych siedzeniach samochodu zobojętniały i apatyczny. Gapię się w sufit pustym wzrokiem. Już dawno przestały mnie interesować widoki za oknem. Z głośników sączy się piosenka Maryli Rodowicz. ,,Kolorowe jarmarki” nie przynoszą ulgi. Żadnej. Stajemy na parkingu jakiejś stacji w jakimś mieście. Wychodzę rozprostować nogi. Robię kilka fotek moim współtowarzyszom podróży. Co ciekawe, chętnie głupole pozują. Tu okazuję się, że następuje zmiana samochodu. Podjeżdża inne auto, inny kierowca, ale z tą samą debilną muzyką w środku. Dudniące, głupawe, ruskie disco. Mój ,,opiekun” płaci gościowi jakieś pieniądze. Tamten kierowca odjeżdża. A my jedziemy dalej na wschód w odświeżonej kompanii. Nie gadam z nimi, nie chcę mi się. Ubek cały czas chleje piwo. Wypija butelkę lub dwie i śpi. I tak w kółko. Mnie się pyta czy nie chce mi się jeść lub pić. On stawia, mam się nie krępować. ,,Wóda, piwo, wsjo”. Na jakimś postoju zauważa, że mam bose stopy. Kupuje mi w sklepie skarpetki. Tak mija dzień w samochodzie. Wieczorem kolacja w przydrożnym, syberyjskim barze. Nie chce mi się jeść. Wypijam tylko kawę. Płacę swoimi. W kiblach dziury w podłodze zamiast klozetów. Azja w całej krasie. 
pierwsze auto
   Jedziemy dalej w syberyjską noc. To już druga noc w aucie. Głównie śpię, choć wyspany jestem za wszystkie czasy. A jednocześnie wykończony. W nocy łapiemy gumę. Nie pomagam kierowcy, nie chce mi się. Ubek śpi naprany, nawet nie ma świadomości, że jakaś guma. Czy o czymś śni? O wielkości Rosji? O dupach? A może jak w dowcipie, marzy o ogórku kiszonym? Nie mam pojęcia. O 04.00 nad ranem z letargu wybudza mnie trzask. Przednia szyba od strony pasażera mocno popękana. Musi, kamienie na drodze. Niestety, pełno ich tu. Około 6.00 widzę wielkie miasto. Jest widno. Jak się okazje, to Krasnojarsk. Do Irkucka jeszcze z 1000 km. Analizuję sytuację i każę się zawieść na dworzec kolejowy. Nie chcę dalej z nimi jechać. Ten kierowca nie wytrwa, jedzie już szmat drogi, jest wyraźnie zmęczony. Jedziemy pod dworzec. Moja nagła decyzja wszystkim sprawia ulgę. Ubek na chwiejnych nogach pomaga mi wyciągnąć plecak z bagażnika. Sprawdzam dokładnie, czy wszystko mam. Portfel, paszport. Jest. Stoimy chwilę milcząco. Czy odejść bez słowa? Czy strzelić ,,niedźwiadka” na pożegnanie? Czy strzelić w pysk? Czy podać rękę? Decyduję się podać głupolowi rękę. Wybaczam mu. Jest głupi i ma głupią pracę. Ot co. Wybaczanie pomaga najbardziej wybaczającemu. ,,Zmień robotę”, to ostatnie słowa, które mój ogon słyszy ode mnie. Idę w kierunku dworca. Samochód z wolna opuszcza parking. Słońce ciągnie swój różowy welon poranka po szybach budynków Krasnojarska.

   Dworzec w tym mieście robi wrażenie. To niemal pałac. Czysto, schludnie i elegancko. Skanowanie bagażu, przejście przez bramkę i już stoję w holu dworca, szukając na tablicy pociągu na wschód. Jest, do Chabarowska. Mam 6 godzin czasu do mojego ,,pajezda”. Kupuję bilet. Niestety, wolne są tylko górne łóżka. Moje dolne kojo pojechało puste pół doby temu. Pewno siedzi na nim Jewgienij Jeżow i się zastanawia co się ze mną stało. Biorę to górne, nie ma wyjścia. 1086 rubli, tyle muszę wyłuskać z portfela. Nie jest drogo, całe szczęście. Siedzę w poczekalni. Zdjęć nie robię, ogarnia mnie podróżnicza apatia. Nic mi się nie chce. Nigdy w samotnej podróży nie odczułem jeszcze samotności, tu odczuwam ją po tysiąckroć. W poczekalni ok. 50 osób. Stoi 5 gliniarzy, dwóch sokistów, jakiś dwóch z ochrany i jeszcze jacyś mundurowi pilnujący porządku. To się nie mieści w mojej głowie. Skąd i po co tylu funkcjonariuszy? A pewnikiem, jest tu jeszcze jakiś tajniak. Wchodzi jeszcze jeden policjant. Z pięknym owczarkiem niemieckim. Idą wzdłuż siedzących podróżnych. Psina obwąchuje wszystkich. Potem kosze na śmieci. Wychodzą na inną salę. Wszystkich funkcjonariuszy klapy przystrojone są gieorgijewskimi  lentoczkami, jutro Dzień Zwycięstwa. Niektórzy cywile też są przystrojeni w takowe. Przy ścianie w poczekalni stoi regał, na regale ciasno poukładane książki. Rosjanie podchodzą, wybierają i sobie czytają. Sporo ludzi czyta tu książki, to trzeba przyznać. Rosja dla mnie była wielką tajemnica. Teraz jest jeszcze większą. Ale ja już, raczej, nie będę próbował jej rozwikływać. Niepokoi tylko fakt, że jesteśmy sąsiadami tej wielkiej tajemnicy.  To niepokoi mnie bardzo, tu na dworcu w stolicy Krasnojarskiego Kraju, w środku przepastnej Syberii. 
z tego się pije herbatkę w Transsibie
    W pociągu zajmuje miejsce na górze, kawy nie robię, bo już nie mam. Za to mam herbatę od prowadnicy (konduktorki wagonu) w słynnej pociągowej, rosyjskiej szklance z uchwytem. Na dolnym łóżku starsza kobieta. Jedzie do Ułan Ude w Buriacji. Też tam chcę jechać po wizycie nad Bajkałem. Na sąsiednich łóżkach 2 piękne studentki. Prawdziwe krasawice. Jadą do Irkucka. Rosjanie częściej i więcej ze sobą rozmawiają niż Polacy. Przychodzi im to bez nijakiego trudu. Zagadują moje współtowarzyszki do mnie, ale mi się nie chce gadać. Z resztą, następuje dziwna rzecz, zapominam najprostszych słów rosyjskich. Jakby podświadomość chciała usunąć ten język z głowy. Kilkadziesiąt godzin powtórki z rosyjskiego przed wyjazdem, jak krew w piach. Wieczorem idę do pociągowej restauracji. Czysto, schludnie, tylko wkurzają Ruscy co siedzą przy stoliku bez koszulek. Wypijam 3 piwka, wrzucam coś na ząb wśród kilku podpitych jegomości. Nie nawiązuje rozmów, nie jest mi to dziś potrzebne.
Nazajutrz, 9 maja z okien pociągu rozpościera się widok Bajkału, syberyjskiego morza. Marzenie się spełniło. Kropelka optymizmu zaczyna krążyć w żyłach wraz z krwią. Łączy się z drugą kroplą i już dwie płyną. Potem te dwie łączą się z trzecią. Po chwili optymizm zaczyna krążyć w żyłach na całego. Nareszcie koniec rosyjskiego, gównianego koszmaru. Taką mam przynajmniej nadzieję. 
Bajkał

P.S. Historia, którą tu opisuje wydarzyła się naprawdę, choć wydawać się może, że jest wyssana z palca. Pominąłem w niej kilka najostrzejszych momentów, które jednak nie mają wpływu na odbiór absurdu, którego stałem się mimowolnym uczestnikiem a który chciałem nieudolnie przekazać w mojej opowieści. Przepraszam za przekleństwa, których użyłem, czasem nie da się inaczej. A siniaki już w większości zniknęły:).


6 komentarzy:

  1. Jakoś 3 tygodnie wcześniej też robiłem tą trasę od Moskwy do Irkucka, a potem powrót do Omska. Przygody nie zazdroszczę, masakra jakaś...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieźle. Ręce same zaciskaj się w pięść. Mam brzydkie ze drogą powrotna już bez takich : )/Marta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie transsybir wyleciał z listy marzeń.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie taki był mój zamiar. Po prostu trzeba mieć się na baczności i uważać na słowa. Większość jest zadowolona z podróży, ale czasem zdarzy się komuś pech. Jak to w życiu:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale jaki to miało mieć sens , że wieźli Cię do Krasnojarska ? Po co była całą ta wyprawa autem ? Jak potem bez słowa wypuścili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest właśnie cały absrd tej sytuacji. Rosja to stan umysłu:)

      Usuń