12.05.2015
Zanim przyjechałem do Mongolii na portalu globtroter.pl przeczytałem o polskojęzycznej przewodniczce w Ułan Bator. Napisałem do Niej maila i umówiliśmy się wstępnie, że pokaże mi parę ciekawych rzeczy w okolicy. Gdy się budzę, okazuje się, że Nomio (tak ma na imię) właśnie stoi nad moim łóżkiem. Kurczę, zaspałem. Umówiliśmy się na 9.00 a ja budzika nie słyszałem. Trochę zmieszany wstaję szybko, ogarniam się i wychodzę z plecakami przed blok. Uzgodniliśmy wczoraj wieczorem, że będę spał u nich w mieszkaniu. Dla mnie to duży plus, bo będę mógł zobaczyć od kuchni, jak wygląda życie zwyczajnych mieszkańców Ułan Bator. Na dole szybka prezentacja. Poznaję męża Nomio, Tsogoo Tsogoo (czyt. Cogo Cogo) i Alana, ich znajomego Polaka. Idziemy do pobliskiej kawiarni na poranną kawę. Omawiamy plany na dzień dzisiejszy i po godzinie piję drugą kawę u nich w mieszkaniu. Nomio i Jej mąż znają dobrze Polskę i bardzo lubią gości z nadwiślańskiego kraju. Mieszkali tam kilka lat. W Polsce się poznali i urodziło im się pierwsze dziecko. Przez kilka lat, handlując ciuchami na bazarach, głównie wschodniej Polski dorobili się mieszkania i domku, który znajduje się za rogatkami Ułan Bator.
Tsogoo Tsogoo wieczorową porą:) |
Po wypiciu kawy jedziemy na dworzec
kolejowy, gdzie odwiedzam bankomat i kupuję bilet do Pekinu na pojutrze. Bilet
kosztuje 109700 tugrików, czyli 210zł. Potem jedziemy za miasto. Będziemy
zwiedzać Park Narodowy Gorchi - Tereldż.
W Parku tym są pasma górskie, liczne rzeki, tajga modrzewiowa, bezkresne stepy
i lasostepy. Park słynie z ostańców skalnych, w tym najsłynniejszy z nich Melchijn chad, czyli skała - żółw.
Jedziemy w czterech, Tsogoo Tsogoo, jako przewodnik, Jego ojciec i syn, oraz
Alan. Na peryferiach Ułan Bator zatrzymujemy się coś zjeść. Wchodzimy do dość
obskurnego baru z niebieskimi ścianami i drewnianymi stołami pokrytymi
ceratami. Alan zamawia gulasz, więc ja też. Informuje mnie, że
to najbezpieczniejsze żarcie. Po prostu, widać co się je. Na talerzu mam mięso baranie, ryż, małą porcję pogniecionych ziemniaków i jako dodatek ketchup. Do tego huuszur, czyli placek z mąki pszennej nadziewany mięsem. Jest to bardzo popularne danie w Mongolii. Do picia podano suute caj, czyli herbatę gotowaną z mlekiem i solą. Często dodaje się do niej tłuszcz zwierzęcy lub masło, ale na szczęście w moim kubku tego nie ma. No cóż, fanem tej herbatki nie zostanę. Wegetarianie mogą czuć się w tym kraju jak wysoki żołnierz w czołgu T - 34, cokolwiek niekomfortowo. Kuchnia mongolska, ze względu na uwarunkowania przyrodniczo - geograficzne składa się głównie z mięsa i przetworów mlecznych. Przeważnie spożywa się tu: baraninę, koninę, wołowinę lub mięso wielbłądzie. Warzyw i owoców jest niewiele i są one głównie sprowadzane z sąsiednich Chin. Jako ciekawostkę powiem, że w sklepach spożywczych jest dużo produktów z Polski. Widziałem groszek, kukurydzę, ogórki, soki i wiele innych owocowych i warzywnych rarytasów, głównie firmy Urbanek. Kiedyś w Norwegii poznałem pewną dziewczynę z Mongolii, która mieszkała od paru lat w Bergen. Zapytałem ją co lubi najbardziej w Norwegii. Myślałem, że powie standardowo, o fiordach, spokojnej pracy, dobrobycie, a ona bez wahania powiedziała, że najbardziej podoba jej się to, że w sklepach jest mnóstwo owoców i warzyw.
Jedziemy za Ułan Bator. Widoki zachwycają. Mongolskie przysłowie mówi: ,,Żołądek można nasycić, oczu nie nasyci się
nigdy”. Tu w Mongolii, to przysłowie ma szczególną raję bytu. Jestem zachwycony. Nie silę
się na opisy przyrody, bo to trzeba zobaczyć na własne oczy. Gdy jedziemy, na
przestrzeni kilkunastu kilometrów stoją co 100 metrów po obu stronach drogi
policjanci i policjantki. Okazuję się, że ma tędy przejechać jakaś bułgarska,
rządowa szycha. Z rozbawieniem obserwuję znudzone postawy stróżów prawa. Nie
wyglądają groźnie, raczej zabawnie.Skała - żółw |
to najbezpieczniejsze żarcie. Po prostu, widać co się je. Na talerzu mam mięso baranie, ryż, małą porcję pogniecionych ziemniaków i jako dodatek ketchup. Do tego huuszur, czyli placek z mąki pszennej nadziewany mięsem. Jest to bardzo popularne danie w Mongolii. Do picia podano suute caj, czyli herbatę gotowaną z mlekiem i solą. Często dodaje się do niej tłuszcz zwierzęcy lub masło, ale na szczęście w moim kubku tego nie ma. No cóż, fanem tej herbatki nie zostanę. Wegetarianie mogą czuć się w tym kraju jak wysoki żołnierz w czołgu T - 34, cokolwiek niekomfortowo. Kuchnia mongolska, ze względu na uwarunkowania przyrodniczo - geograficzne składa się głównie z mięsa i przetworów mlecznych. Przeważnie spożywa się tu: baraninę, koninę, wołowinę lub mięso wielbłądzie. Warzyw i owoców jest niewiele i są one głównie sprowadzane z sąsiednich Chin. Jako ciekawostkę powiem, że w sklepach spożywczych jest dużo produktów z Polski. Widziałem groszek, kukurydzę, ogórki, soki i wiele innych owocowych i warzywnych rarytasów, głównie firmy Urbanek. Kiedyś w Norwegii poznałem pewną dziewczynę z Mongolii, która mieszkała od paru lat w Bergen. Zapytałem ją co lubi najbardziej w Norwegii. Myślałem, że powie standardowo, o fiordach, spokojnej pracy, dobrobycie, a ona bez wahania powiedziała, że najbardziej podoba jej się to, że w sklepach jest mnóstwo owoców i warzyw.
W pewnym momencie zatrzymujemy się. Przy
drodze stoi ,,przypalowany” wielbłąd dwugarbny (baktrian), osioł i spętany na
kołku orzeł przedni. Często dziwię się w Mongolii, a to dopiero początek
poznawania tego ciekawego kraju. Co mnie tu jeszcze zadziwi? Robię w
podnieceniu kilka fotografii i już jedziemy dalej. Niesamowicie wielkie stada
zwierząt hodowlanych urozmaicają i tak piękny krajobraz. Kurczę, tu jest
nieziemsko cudownie. Jestem oczarowany i zachwycony. Mongolia przekracza moje
wyobrażenia jakie miałem przed przyjazdem tutaj.
Nagle, obok szosy widzę olbrzymi pomnik Chyngis - chana na koniu. Jest to największy konny pomnik na
świecie. Ten 40 metrowy kolos został ulokowany na budynku muzeum historii
Mongolii. Jest tak wielki, że ja pier... To jeden z największych pomników świata. Na głowie konia znajduje się
taras widokowy, a dostać się tam można windą ulokowaną w ogonie. Samego władcy
chyba nikomu przedstawiać nie potrzeba. Stworzył on kiedyś drugie największe w
dziejach państwo rozciągające się od Korei aż po wschodnią Europę. A zrobił to
w zaledwie kilkadziesiąt lat tworząc potężną armię z koczowniczych plemion. To
za jego sprawą, w roku 1270 pod panowaniem Mongołów znalazło się 25 procent
światowej populacji, jeśli mnie wikipedia nie wprowadza w błąd. No taki władca… musi mieć wielki pomnik. Tak na marginesie, największym imperium w dziejach
było kolonialne imperium brytyjskie. Szczyt potęgi tego imperium przypadł na
rok 1938.
kliknij w zdjęcie, jeśli chcesz zobaczyć ciacho:) |
Zajeżdżamy na parking. Nie mam ochoty
wjeżdżać windą na głowę konia, ale mam przemożną chęć na zrobienie sobie
zdjęcia z jednym z trzech orłów, które jakiś miejscowy wypożycza do fotki za
jedyne 5000 tugrików. Biorę jednego z nich na rękawicę a Alan robi fotkę. Orłów
i innych ptaków drapieżnych jest bardzo dużo, a polowanie ze skrzydlatymi
drapieżnikami ma w Mongolii wielkie
tradycje. Miałem w swoim życiu epizod sokolniczy, więc tym chętniej trzymam
ptaka na rękawicy. Orły te ważą 7 kilogramów, a używane są do polowań nawet na
pięćdziesięciokilogramowe wilki, których w Mongolii jest dużo.
Po godzinie jesteśmy w jakiejś buddyjskiej
świątyni umiejscowionej w majestatycznych górach. Podejście tutaj kosztowało
sporo wysiłku. Droga prowadziła cały czas pod górę. Dziadek czeka przy
samochodzie, uradowany piwem, które mu kupiłem po drodze. W pobliżu świątyni
widzimy sporo kwiatów szafranu ozdabiających wysuszone połacie traw. Z rośliny
tej uzyskuje się najdroższą przyprawę na świecie. Szafran, którego kwiatów
próbuję jest bardzo przyjemny w smaku, choć trudny do opisania. Alan instruuje
mnie jak go prawidłowo jeść. Należy to robić bez udziału rąk. Po prostu,
bezpośrednio z ziemi. Nauczył go kiedyś tego pewien pastuch, napotkany podczas
Jego długiej wędrówki przez Mongolię.
Opuszczamy to miejsce i zastanawiamy się
co robić. Zostaję zapytany o to, co chcę zobaczyć. Jak to co? Chcę poobserwować
życie Mongołów w jurcie.