Polecany post

104. Książka: Banany i cytrusy, czyli leć do Afryki

środa, 24 lutego 2016

64. Uczta krokodyli



 Styczeń, luty 2016


    Pewnego popołudnia przyjechaliśmy do wioski plemienia Karo.
rzeka Omo
Zamierzaliśmy u nich przenocować w namiotach, które to posiadał nasz etiopski przewodnik, a w których to mieliśmy już przyjemność spać wcześniej przez kilka nocy. To świetne i tanie rozwiązanie.

    Wioska tego plemienia jest położona w niezwykle malowniczym miejscu. Z wielkiej skarpy rozciąga się przecudny widok na rzekę Omo. Klif ten znajduje się nad zakrętem rzeki, więc widok jest na dwie jej wstęgi.
Krokodyle nad Omo
Bez trudu wypatruję krokodyle, które chłodzą się z otwartymi paszczami na drugim jej brzegu. Zorientowałem się bardzo szybko, że znam to niezwykłe miejsce. Otóż Wojciech Cejrowski i jego ekipa nagrywali tu jeden z odcinków Boso przez świat pt. ,, Naturalny porządek rzeczy”. Przed przyjazdem do Etiopii obejrzałem odcinki na temat tego kraju, więc bez trudu skojarzyłem miejsce.
wieczorna toaleta

wspina się na klif

    

    Wizytę zaczęliśmy od negocjacji cenowych. Był tam kilkunastoletni chłopiec, który władał angielskim i przy jego udziale trwały rozmowy. Ustaliliśmy cenę za pobyt w wiosce, za rozłożenie namiotów pod akacjami i … za ochroniarza z kałasznikowem. Ustaliliśmy, że za zdjęcia pojedynczych osób będziemy płacić maskotkami, kredkami, ołówkami, balonikami i tego typu rzeczami, których to przywieźliśmy całe mnóstwo.

   
 
Podczas gdy nasz przewodnik i kierowca zajmowali się rozłożeniem namiotów, my ruszyliśmy oglądać wioskę. Robiliśmy zdjęcia, spacerowaliśmy, zaglądaliśmy do chat, spichlerzów z sorgo, kozich zagród, itp.

   
mam kredki
Karo to najmniejsze plemię w Etiopii. Populacja tej społeczności to około 1000 osób. Zamieszkują kilka wiosek ( podobno 3 ) a przyszłość ich stoi pod wielkim znakiem zapytania, między innymi przez chińskie inwestycje realizowane w Etiopii ( tama na rzece Omo ). Znani są z malowania swych ciał w różne wzory, typy kreski, kropki i inne esy floresy. Inspiracje czerpią z natury, w szczególności z upierzenia perlic sępich, występujących w tych rejonach. Kobiety często przekłuwają dolną wargę i umieszczają tam ozdobę typu gwóźdź, kwiatek, lub inny przedmiot. Ciała niektórych kobiet pokryte są bliznami. Nacina się im skórę, po czym ranę posypuje się popiołem. Uwielbiają nosić korale. Wyobraźnia tych ludzi, jeśli chodzi o zdobienie ciała jest naprawdę wybujała. Żyją z hodowli bydła, kóz a także uprawy sorgo i kukurydzy.








    

    W pewnym momencie, gdy słońce zmierzło coraz szybciej ku horyzontowi, przyjechało czterech Białasów. Ich wizyta była krótka i miała tylko jeden cel. Jeden z przybyłych położył się na skarpie i oddał pojedynczy starzał z kałacha do krokodyla. Niecelny strzał. Zostałem nagabywany również na próbę, ale stanowczo odmówiłem.

 

   
z bandą dzieciaków oglądam zachód słońca
Wieczorem, gdy zapadły ciemności zebraliśmy się w okrągłym pomieszczeniu, ze ścianą z palisady, gdzie głównym meblem była wielka lodówka zasilana generatorem. W lodówce były skarby: Coca Cola, Fanta i inne tego typu napoje. Było tam również piwo: St. George i Harar. Kolację mieliśmy iście królewską: tuńczyk z puszki, mielonki Krakusa, kabanosy, ser wędzony i inne polskie wiktuały. Niebo w paszczy. Cały wieczór trwały rozmowy, chóralne śmiechy od czasu do czasu przerywane kobiecym piskiem z powodu (niegroźnych) skorpionów biegających po klepisku lub sporych owadów różnej maści przybyłych zwabionych światłem.
pomyśleć przed spaniem
Czasem w szparach palisady dało się zauważyć jakieś podwójne odblaski. To dzieci gnane ciekawością obserwowały przybyszów z dalekiego kraju wsadzając swe noski między wbite w ziemię kołki. Ich wytrzeszczone oczy świeciły w blasku żarówek jarzących się pod słomianym sufitem. Jeden z członków plemienia, wykształcony, 30 letni, władający angielskim, człowiek opowiadał nam o życiu plemienia Karo. Zadaliśmy pytanie o krokodyle, czy nie są niebezpieczne. Opowiedział nam, że 4 dni temu jeden z nich pożarł dzieciaczka. Mówił to głosem takim, jakby opowiadał o podartych spodniach, bez cienia smutku, czy dramatu w głosie. Tak się tu żyje, niestety.

   
Bardzo późno poszliśmy spać. Zanim rozeszliśmy się do namiotów niektórzy poszli pod prysznic. Część załogi wzięła już wcześniej. Jak wyglądał prysznic w wiosce Karo? Ano półtoralitrowa, plastikowa butelka wypełniona ciepłą, bo nagrzaną cały dzień w samochodzie wodą, spełniła pięknie swoje zadanie. Noc wcześniej spaliśmy na kempingu gdzie była woda w kranie. Każdy sobie przygotował butelkę do mycia na noc w tej wiosce. Jak mawiała moja Śp. babcia Matylda na Kaszebach, są 3 rodzaje łedy: łeda do myci, łeda do pici i łeda do myci pici.

  
Gdy leżałem już w namiocie próbując zasnąć usłyszałem głośne, niesamowite dźwięki. Wydobyłem się z namiotu raz jeszcze, na nieco chwiejnych (po kolacji) nogach. Musiałem posłuchać tego spektaklu, który natura mi zgotowała. Odgłosów tych długo nie zapomnę. Nie słyszymy takich na co dzień. Otóż wielkie stado lub stada małp przyszły do rzeki napić się wody. Krokodyle urządziły na nie polowanie. Pluski wody, wierzgania, krzyki małp. Przerażające krzyki. I złowrogie, głośne chlapnięcia. Małp musiało być dużo, a krokodyli co najmniej kilka sztuk. Próbowałem dostrzec coś przez ciemną kotarę nocy, lecz bezskutecznie. Księżyca nie było, a gwiazdy, choć jaśniały na niebie w sposób niewyobrażalny w Europie, jednak nie ułatwiły moim oczom zadania. Byłem świadkiem walki pomiędzy pragnieniem a strachem, która to toczyła się w małpich organizmach. Byłem świadkiem walki o przetrwanie pomiędzy krokodylami a małpami.

  
Ta noc to była piękna przygoda. Nie wiedziałem jeszcze, że ranek będzie świadkiem jeszcze większej przygody, która nam się tu, w wiosce plemienia Karo, przytrafi.

 








namioty zostały rozbite tuż przy zagrodzie z kozami








Wydatki na podróże to jedyne wydatki, które cię wzbogacają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz