Polecany post

104. Książka: Banany i cytrusy, czyli leć do Afryki

sobota, 23 maja 2015

39. Samotny wilk, część 2

4-8.05.05
    

   
 
 Jestem za Uralem. Jestem znowu w Azji. Kolejny dzień w pociągu zaczynam kawą, poranną toaletą i oddaję się czytaniu książki. W południe jem obiad, czyli to co większość pasażerów Transsibu, zupkę chińską. Potem uskuteczniam drzemkę. Budzą mnie rozmowy. Słyszę dźwięki, które mówią mi, że trwa impreza. Otwieram oczy i widzę co następuje. Dwóch gości siedzi obok mnie i pije wódkę. Tuż obok siedzi całkiem ładna Rosjanka. Nie uczestniczy jednak w rozmowie i w spożywaniu. Wzdłuż korytarza milcząco siedzi dwóch gości. Na stoliku obok mojej głowy stoi słoik ogórków konserwowych i jakieś zakąski. Gdy tylko otwieram oczy zostaje zaproszony do wspólnej biesiady. Jewgienij Jeżow, bo tak się nazywa mój nowy rosyjski kolega, leje do szklanki odrobinę wódki i podaje mi do picia. Oto Transsib, oto doświadczenie, którego chciałem zaznać w tym pociągu. Bez namysłu opróżniam szklanicę. Porcja mała, wódka ciepła, szału nie ma. Ogórek wyjęty ręką Gienka (jak go nazywam) smakuje też średnio. Gadamy. Jewgienij na wieść, że jestem Polakiem aż klasnął w dłonie z radości. 10 lat jeździł tirami po Europie, w tym po Polsce. Dużo ciepłych rzeczy mówi o moim kraju do swojego młodszego towarzysza. Inni, w tym mój ogon, jak się później okaże, również to słyszą. Gienek jest już dobrze podpity. Następna kolejka pita z jednej szklanki po kolei, powoduje, że flaszka Jewgienija pustoszeje. Wyciągam swoją, polską wódę. Wyciągam również nasze kabanosy. Gienek chwali polską kiełbasę. Mówi, że w rosyjskiej to tylko papier toaletowy i zużyte prezerwatywy. Ja mu na to, że w naszej papier też jest, a na prezerwatywy zgody nie wyraża kler. Ani do kiełbasy, ani na kiełbaskę. Śmiech. Atmosfera jest miła. Zapraszamy do biesiady gościa, który siedzi wzdłuż przejścia. Pije z nami, zapija wódkę piwem puszkowym. Drugi, smutno wyglądający jegomość (mój ogon) odmawia. Rozmowy trwają. Gienio opowiada o sobie, że jest kierowcą samochodów ciężarowych w Irkucku, że do pracy ma 4000 km, że jeździ na 2 miesiące, potem wraca na swoją wieś . Potem,  zaczyna o polityce. ,,Putin to gieroj (bohater)”, mówi. Chcę prawie do rymu, po rosyjsku powiedzieć co myślę o tym, ale gryzę się w język. Nie chcę nikogo tu urażać. W zamian za to mówię zdanie takie, że powinniśmy uważać, co oglądamy w telewizji, ponieważ karmią nas propagandą i głupotami, a my powinniśmy używać własnej inteligencji, żeby odróżnić jedno od drugiego, czyli manipulację od prawdy. Taki jest sens mojej wypowiedzi. Nic więcej na ten temat nie mówię. Nie chcę. Jednak już jest za późno. Machina ruszyła, zaraz mnie z tego pociągu wyprowadzą. Gienek wali się na górne łóżko spać. ,,Mamy 3 dni wspólnego  podróżowania, będzie wesoło”, mówi. Ja się trochę pokładam, zastanawiając się czy czytać książkę, czy posłuchać muzyki. Ale oto Gienio znowu wstaje i nalewa ,,stakana”. Pociąg zwalnia, po czym zatrzymuje się na jakiejś  stacji. Teraz rzeczy dzieją się w okamgnieniu. 3 policjantów staje przed moimi oczyma. Dwóch z nich, bez pardonu bierze mnie za ramiona, mówiąc, że tu wysiadam. Trzeci zabiera moje bagaże. Ciągną mnie do wyjścia, ludzie patrzą zdumieni, Jewgienij wsuwa mi do kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Jest przerażony. Ja też. Na nic moje ostre i stanowcze odmowy. Wywlekają mnie jak psa na peron. Szarpię się. Kopniak pod kolano powoduje, że szczeniaki przewracają mnie, po czym kilka metrów jadę na kolanie. Za dwa, trzy dni wezmę kąpiel, wtedy się okaże, że mam całkiem zdarte kolano i kilka siniaków na nogach, teraz jednak nie czuję bólu. Co czuję? Wściekłość i strach. Nie wiem o co chodzi. Pytam się ich, ale oto już ląduję w suce. Słońce jeszcze wysoko na niebie. Kilku gapiów z zaciekawieniem odprowadza nas wzrokiem. Na szczęście, wszystkie moje rzeczy zabrali z pociągu, oprócz kawy w słoiczku i łyżeczki, ale o tym dowiem się za kilkadziesiąt godzin. Teraz jest ostra akcja. Wiozą mnie na posterunek, a ja panicznie boję się dwóch rzeczy. Że zaraz któremuś jebnę i mnie zastrzelą, albo, że mi wsuną do bagażu jakieś gówno, typu dragi, bombę, czy dziecięcą pornografię i spędzę na Syberii więcej czasu niż się spodziewałem. Czort ich jeden wie. Nie wiem o co chodzi. Trafiam na gliniarnię, żądam kontaktu z ambasadą, ale w odpowiedzi słyszę śmiech. Nie chce opisywać szczegółów przesłuchania, które trwa kilka godzin. Nie należy ta wizyta tutaj do miłych, mówiąc delikatnie. Spowiadam się z każdej wizy i pieczątki w paszporcie. Po co byłem w Laosie, a po co w Birmie? Dlaczego jestem w Rosji, dlaczego zamierzam jechać do Chin i Wietnamu? Oficjalny zarzut to picie alkoholu w pociągu!!! Wiem, że to nie prawda i prawdziwy powód aresztowania. Najgorsze jest, że zaraz nie wytrzymam i komuś tu wykurwię w ryja. A wtedy, marny mój los. Policyjna gówniarzeria wygląda jak zbiry i zachowuję się jak zbiry. Główny zbir zadając mi pytania zabawia się bronią przekładając ją z ręki do ręki. ,,Pojebat chacziu”, odpowiadam na pytanie po co mi Wietnam. Chcę rozładować ciężką atmosferę. Staram się działać racjonalnie, myśleć takoż, ale nie wiem kiedy nie wytrzymam. Myśli się czarne kłębią pod sufitem czaszki, jestem tu już chyba z 5 godzin. W myślach robię rozrachunek sumienia. Co w życiu osiągnąłem? Czy wszystko zrobiłem jak należy? Rachunek sumienia który robię, powoduje to, że kompletnie przestaje się bać. Przygotowany jestem na najgorsze. Wyzywam tych niedoruchańców od najgorszych, grożąc im skargą w ambasadzie i tego typu rzeczami. Oczywiście blefuje, z przykrością w myślach stwierdzam, że naszych włodarzy raczej nie zainteresuje jakiś rodak w Rosji. Staje się powoli jasne, że nic na mnie nie mają. Wytłumaczyłem się już z mojego zdania o telewizji i manipulacji. Skąd o tym wiedzieli!? ,,A o Nocnych Wilkach, co ich nie wpuściliście do Polski, słyszałeś?”, pytają. ,,A ty, Samotny Wilku bezkarnie sobie jeździsz po Rosji, haa?”. Od tej pory nazywają mnie Samotny Wilk.
mój ogon
    W końcu mówią mi, że to koniec i że zaraz przejmie mnie dwóch cywilów i pojadę z nimi. ,,Kurwa, po mnie”, ponura myśl znowu oplata moją głowę, ale po chwili aż wyskakuję z krzesła. Mój ogon z pociągu jest jednym z cywili, którzy mnie teraz przejmą. Patrzę mu w oczy, zaciskając pięści. Dwóch gliniarzy mnie trzyma. ,,Czekaj gnoju, ja cię załatwię”, mówię bez przekonania. W końcu ląduję w jakimś cywilnym samochodzie z moim ubekiem i młodym bezmózgiem, jako kierowcą. ,,Musimy wrócić na posterunek, zapomnieliście szpadla”, dworuję sobie z nich bezczelnie, gdy jedziemy tak przez miasto w nieznanym mi kierunku. ,,Nie będzie nam potrzebny”, odpowiadają z powagą. ,,Kurwa, wapno gaszone”, przechodzi mi przez myśl następna ponura myśl. Z głośników napierdala głośne, ruskie disco polo. Gdzie te chuje mnie wiozą? Wyskakiwać z auta w biegu? Jestem nie skuty. Jadę jednak i czekam co się stanie. Stajemy po kilku minutach jazdy przed jakimś hotelem. Tu robię numer, którego nie opiszę z powodu krępacji, ale który powoduje, że mój agent wykonuje telefon. Po chwili jedziemy dalej. ,,Dokąd?”, pytam. ,,Na wschód”, otrzymuje w odpowiedzi.
   Chyba się przestraszyli, że zrobię jakąś aferę i na moje żądanie wiozą mnie w kierunku Irkucka. A to jest ze 3 dni drogi. ,,Wyłącz tę gównianą muzykę, lepiej włącz Wysockiego, choć pewnie nie wiesz kto to taki”, mówię do kierowcy w pewnym momencie. Obrażam ich ile wlezie, ale po nich spływa to jak woda po kaczce. W końcu zasypiam kładąc się na tylnych siedzeniach wykończony emocjami. Mam przechlapane jak w ruskim czołgu, taka jest moja pierwsza myśl, gdy budzę się nad ranem. Popadam w apatię i w zobojętnienie. Nie mogę pojąć tego absurdu, w którym mimowolnie uczestniczę. W podróży jest jak w życiu, czasem ma się dołek, a czasem jest się na górce. Teraz jestem w podłym nastroju, jednak za kilkaset godzin, będę na drugim biegunie.
piękna dziennikarka
 Otóż w Pekinie przytrafi mi się zgoła inna przygoda. Kilkaset metrów od znicza olimpijskiego, przy Ptasim Gnieździe tłum wiwatował będzie na moją cześć. Pięknej dziennikarce udzielę wywiadu, po czym przez pół godziny będę rozdawał współczesne autografy, czyli będę pozował do selfie, które to setki pekińczyków zapragną ze mną mieć. Nobliwi staruszkowie będą mnie poklepywać po plecach, a ja będę tutejszą gwiazdą wieczoru. Długo będę stał uradowany z rękoma uniesionymi w górę w geście zwycięstwa. Teraz jednak o tym nie mam pojęcia. Teraz jest źle i czuję się jak zaszczuty pies. Stajemy przy jakiejś przydrożnej knajpce. W karcie dań widzę zupę soliankę, którą zamawiam.
solianka
 Smakuje dobrze, choć gdybym miał inny nastrój smakowałaby lepiej. Mój agent płaci. Zachęca mnie, żebym zamawiał co chcę, jedzenie, piwo, wódkę. On będzie płacił. Cóż za zmiana frontu, o co tu, kurwa, chodzi? Jedziemy dalej, a ja rozmyślam jak się ciulom odegrać. Wpadam na szatański pomysł. Prymitywny, co prawda, ale z takimi ludźmi mam tu do czynienia. Uderzyć nikogo nie mogę… ale. Proszę SB – eka, czy jak mu tam, o łyka piwa, które właśnie sobie pije a które bezskutecznie proponował mi wcześniej. Jest w litrowej, plastikowej butelce. Płyn jest ciepły i paskudny, jednak piję. Zapełniam żołądek. Zaraz mu je oddam w nieco zmienionej formie. Odczekuję chwilę aż się piwko zagrzeje i zmiesza w trzewiach z solianką. Przystawiam swą śmierdzionśną lufę, czyli swą jamę ustną w pobliże jego ucha. Odbezpieczam, czyli wycieram palce w spodnie. Zaraz padnie strzał, czytaj, moje palce wylądują  głęboko w gardle. Zaraz będzie draka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz