Polecany post

104. Książka: Banany i cytrusy, czyli leć do Afryki

piątek, 23 października 2015

57. Sajgon. Dzień drugi

25.05.2015
     


    Rano postanawiam zmienić hotel. Jadę w rejony bardziej backpackerskie. Od Calli mam namiar zapisany na kartce, więc taksówkarz nie ma problemu ze znalezieniem ulicy Phạm Ngũ Lão, na której to postanowiłem się zatrzymać w miłym, tanim hoteliku. Plusem tego rozwiązania jest to, że jest tu dużo knajp, lokalów z muzyką, biur turystycznych. Jednocześnie jest swojsko. Wielu Wietnamczyków ma tu swoje biznesy. A to jedzie gość na rowerze i ostrzy noże, nożyczki, głośno nawołując swoim zaśpiewem. Ktoś ma zakład fryzjerski, również na rowerze. Ktoś sprzedaje bransoletki, ktoś duriany, a jeszcze ktoś roznosi gazety. Tu w Wietnamie panuje socjalizm, ale wydaje się, że każdy może robić gospodarczo co chce. U nas jest kapitalizm i niby wolna przedsiębiorczość, ale tego nie wolno, tego nie wolno, w ten sposób nie wolno. Jakieś to dziwne.
   
przenoszę się w inne rejony Ho Chi Minh City

wielu Wietnamczyków wozi się z worami

raj dla elektryków:)

wąska uliczka



Instaluję się w pokoju na dłużej. Zostanę tu kilka dni. Rozwieszam wszystkie ciuchy w szafach, robię przepierki, suszę, ogarniam się. Zauważam przy okazji, że pas z wielbłądziej skóry, który kupiłem na targu w Ułan Bator nieco się sfilcował. To od wilgoci. Jeszcze w Hanoi plecak mój porządnie przemókł. Za kilka miesięcy dam go w prezencie na urodziny mojemu przyjacielowi. Jego żona powie, pół żartem, pół serio, że chyba go komuś zwędziłem ze sznura w Mongolii.:)
    
uroki pory deszczowej

ale przynajmniej na chwilę jest chłodniej

moja uliczka w deszczu

    Zjeść w wielkim wietnamskim mieście nie jest trudno. Wychodzę przed hotel i właściwie już jem. Wietnamskie żarcie w Wietnamie to niebo w gębie. Wietnamskie żarcie w Europie to… nie to samo. Powód? Składniki. Jak pisałem wcześniej, dziwi mnie spora liczba starszych białasów na emeryturach. Siedzą w małych grupkach lub pojedynczo. Sączą piwka, czytają gazety. Siedzący obok mnie staruszek żartuje z obsługą knajpki. Po wietnamsku. Wygląda na takiego, co pomieszkuje tu już kilka lat. Przechodzi dziewczę z naręczem opasek skórzanych na rękę i też coś żartuje z nobliwym Europejczykiem. A może to Amerykanin? Nie wiem, w sumie. Rozmawiałem z Callą na ten temat wczoraj. Pytałem czy jest tu dużo Jankesów i jak ich traktują miejscowi po latach agresji wojennej. Ogólnie w Wietnamie, bo przecież co innego północ, a co innego południe tego rozciągniętego i ludnego (13 miejsce w świecie) kraju. Powiedziała mi, że…  spoko. Hmm. Tak to już jest na tym łez padole, że ktoś chce być ważny, a potem cierpi pół świata.
   
jedzenie jest zawsze świeże

emeryt na czatach

każdy handluje czym chce i jak chce...

    Wieczorem znowu jestem umówiony z Callą. Przyjedzie skuterem o 18.00 pod mój hotel i pójdziemy się poszwędać, coś zjeść, może kilka browarków się przechyli. Się zobaczy. Powiedziała mi, że ma do mnie prośbę i zapytała czy może wziąć ze sobą koleżankę. Ta miała w swoim życiu bardzo niewiele wspólnego z Europejczykami i chętnie by poznała jakiegoś. Poza tym, podszlifowała by język i być może pokonała swoją nieśmiałość. Jasne, że się zgodziłem. A więc, będę miał już 2 koleżanki w Sajgonie. Nie byłbym sobą, gdybym nie zgrzeszył w myślach na tą okoliczność, przyznam się bez bicia.
I właśnie podjeżdżają. Witamy się. Dziewczę jest tak nieśmiałe, że aż mi głupio. Podaje mi drżącą rękę i się przedstawia. Nie ma mowy, żebym zapamiętał imię. Dziewczyny parkują swego rumaka przed moim hotelikiem, a właściwie w jego korytarzu. Chadzamy po zatłoczonych ulicach. Jemy w garkuchni zupę z wielką ilością liści. Jest dobra i pikantna. Dziewczyny uczą mnie przechodzić przez szeroką jezdnię. Jak ma przejść pieszy przez ulicę w Sajgonie? Normalnie, ma iść jednostajnym krokiem, nie rozglądając się zanadto na boki. Zostanie ominięty przez skuterki i auta dość płynnie. Biada mu jednak, gdy się zatrzyma, bądź nagle przyspieszy. Może mieć problem. Chyba się przyzwyczaję, tak sądzę.
    Namawiam je na piwko, ale odmawiają. Przyjaciółka Calli jest przeziębiona. Szwędamy się, gadamy, żartujemy. Próbujemy sajgonek. O godzinie 22.00 dziewczyny odjeżdżają spod mojego hotelu, a ja idę do klubu muzycznego.
... albo sobie siedzi

handel obnośny




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz