Polecany post

104. Książka: Banany i cytrusy, czyli leć do Afryki

niedziela, 14 czerwca 2015

42. W Buriacji

10,11.05.2015

   
    
    Rano budzę się o godzinie 8.30 i robię sobie kawę, którą wypijam w łóżku. Na śniadanie puree ziemniaczane, które zabrałem z Polski w podróż Transsibem, a które jeszcze mi zostało w plecaku. Chwilę na tarasie cieszę się widokiem Bajkału, po czym idę się wymeldować w recepcji. Nikogo oprócz mnie w tym ośrodku nie ma, ale recepcja czynna jest całą dobę. Kobieta z domku w którym była wczoraj awantura krząta się po podwórku. Żegnamy się i idę już przez miasteczko w kierunku dworca. Mam dwa plecaki. Jeden duży na plecach a drugi mały z przodu. Okoliczne psy mocno się mną zainteresowały. Cóż to za komiczna, nieznana postać idzie przez ich teren? Jeśli chodzi o mój duży plecak, to jest to duży podniszczony plecak ze stelażem. Kiedyś, w latach 80 w Polsce, marzenie każdego wędrowca czy harcerza. Dziś już nikt z takimi się nie wozi. Pół roku temu, gdy byłem na lotnisku w Kuala Lumpur, facet który mnie odprawiał, aż wychylił się ze swojego fotela, aby go dokładniej obejrzeć. Powiedział mi, że już od 5 lat odprawia bagaże, a takiego jeszcze nie widział i, że szacun. No cóż, lubię czasem iść pod prąd.

    Czekam chwilę na peronie, a punktualnie o 06.00 rano czasu moskiewskiego (tu jest 11.00) wtacza się pociąg. Bilet kosztował mnie 888 rubli. Będę tym pociągiem jechał przez ponad 5 godzin. Wsiadam i zajmuje swoje miejsce. Mam numer 11. W pociągu jest, o dziwo (niech mi będzie wolno tak się wyrazić), mało ludzi. Niestety, szyby niemiłosiernie brudne. Szkoda, bo pociąg jedzie przez piękne tereny i mam założenie takie, aby przejechać tę trasę z nosem przy szybie. Znowu pękają południki. Pociąg przez około połowy swojej trasy jedzie wzdłuż Bajkału. Widoki zapierają dech. Pogoda jest bajeczna. W pewnym momencie kończy się spokojna tafla jeziora, a zaczyna obszar z pływającymi resztkami kry lodowej.
To wiatry pospychały krę w te rejony. Taki widok mam po lewej stronie. A po prawej? Piękne lasy i niezwykle urocze góry. Szkoda, że szyby tak zapaskudzone. Pociąg jedzie, a ja w tym czasie opowiem krótko o jeziorze. Bajkał jest najstarszym i najgłębszym (1642 metry) jeziorem na świecie. Długość zbiornika to 636 km! W najszerszym miejscu ma 90 km. Szacuje się, że w tym zbiorniku znajduje się 20 procent wody pitnej na świecie. Zasila go aż 336 rzek. Ma niezwykłą przejrzystość wody wynoszącą ok. 40 metrów. Zimą jezioro skute jest grubą warstwą lodu, po którym poruszają się samochody, nawet ciężarowe. W jeziorze występuje wielkie bogactwo świata flory i fauny. Wiele gatunków jest endemicznych (występujących tylko w tym jeziorze), na przykład foka bajkalska czy ryba, która ma tu wielkie znaczenie gospodarcze, omul bajkalski. Z jeziorem związanych jest wiele ciekawych legend, ale nie będę ich tu przepisywał z Internetu.
     
   Z letargu, z zapatrzenia w krajobrazy wyrywa mnie babuszka, która chodzi po pociągu i sprzedaje właśnie omule. Bez wahania kupuję 2 i od razy jem. Smak wspaniały. W końcu jakieś wypatroszone ryby. Najadam się do syta skarbem syberyjskiego morza. Jesteśmy w Buriacji. Piszę jesteśmy, bo przecież czytelnik/niczka jest tu ze mną (skoro to czyta). A co to takiego ta Buriacja? To górzysty kraj wchodzący w skład Federacji Rosyjskiej. Rozpościera się na obszarze pomiędzy Bajkałem a Górami Jabłonowymi. Zamieszkały głównie przez Rosjan i Buriatów. Buriaci to naród mongolski, więc łatwo ich odróżnić od Kacapów. Naprzeciwko mnie siedzi właśnie Buriatka i umawia się przez telefon ze swoją córką, żeby ta ją odebrała z dworca. 
   Jak pisałem widoki są piękne, ale w tej beczce miodu jest szczypta dziegciu. W zasadzie cała chochla dziegciu. Tym dziegciem są śmieci. Jest pierwsza połowa maja, więc roślinność i listowie nie jest tak bujne, żeby ten cały bajzel zasłonić. W lasach, przy drogach, nad pięknymi rzekami leżą sterty śmieci. Ot, ktoś wywiózł przyczepą kupę domowych śmieci i wysypał gdzie popadło. Moja dusza leśnika cierpi, gdy oczy widzą takie obrazki. Cierpi bardzo. Śmieci potrafią popsuć nawet najpiękniejszy krajobraz. Jak to dobrze, że u nas w Polsce powoli kończy się takie barbarzyństwo. Nie mniejsze rozczarowanie gdy przejeżdżamy przez buriackie wioski. Śmieci, śmieci, śmieci. Chyba maj nie jest najlepszym miesiącem na podróż w te rejony. Zimą jest śnieg, zasłania to wysypisko, latem, gdy roślinność jest bujniejsza, może też nie kłuje to w oczy, ale teraz jest makabra. Taki oto obrazek. Małe podwórko, szczelnie ogrodzone płotem. Pośrodku podwórka stoi chatka. Obok chatki jest przygotowywany ogródek warzywny. A za tym płotem? Puste butelki wyrzucane są wprost za płot, ale nie na jakąś stertę, tylko gdzie popadnie. Jakby się ktoś bawił tym procederem. Raz rzucił butelkę 5 metrów od ogrodzenia, raz 20 metrów. W słońcu lśnią butelki aż oczy pieką. Buriacja, a może BURAKcja? Myślę, że jednym z wykładników rozwoju społeczeństwa cywilizowanego jest stosunek ludzi do śmieci i szacunek do natury. Gdy ktoś jedzie samochodem przez Polskę i staje gdzieś w lesie, żeby posprzątać auto, czyli powyrzucać śmieci, to nóż mi się w kieszeni otwiera. LUDZIE, NIE ŚMIEĆCIE W LASACH! Kiedyś zobaczę taki obrazek, nóż mi się otworzy ….. i mi obetnie. Ale dość już o śmieciach. Pociąg zbliża się do Ułan Ude. Tu wysiadam. 
   
     Kręcę się w okolicach dworca i nie wiem w którą stronę iść. Mam spisaną jakąś nazwę hostelu, którą znalazłem w Internecie wcześniej, ale gdzie to może być? Pytam kilku przechodniów, ale nikt nie wie. W końcu poddaje się i idę do taksówkarza. Też ma problem, bo nie wie gdzie to jest, ale w końcu wyszukuje w smartfonie i jedziemy. Jest z Uzbekistanu i gęba mu się nie zamyka. Nadaje jak katarynka, ale jest sympatyczny. W końcu dojeżdżamy na miejsce. Nikt nie wiedział gdzie to jest, ponieważ nazwa jest trochę inna niż była podana w sieci. Płacę kierowcy w sumie niewiele, bo jechaliśmy niedługi dystans. ,,Hostel House” znajduje się na drugim piętrze w dwupiętrowym budynku. W sumie, to centrum miasta. Pani właścicielka pyta czy chcę łóżko w pokoju sześcioosobowym czy w ośmioosobowym? Ten pierwszy jest o 50 rubli droższy. I na ten się decyduję. Niepotrzebnie. Okazuję się, że nikogo nie ma i nie będzie tej nocy w całym hostelu. Płacę kartą 550 rubli. Po ogarnięciu się idę na spacer. Ułan Ude jest stolicą Buriacji. Mieszka tu ponad 400 tysięcy ludzi, jest to 3 co do wielkości miasto wschodniej Syberii.
Mam szczęście, ponieważ zaraz przy budynku mogę spełnić swoje kolejne marzenie. Na jednoosiowej przyczepce leży wielka, drewniana beczka z kwasem chlebowym. Sympatyczna pani nalewa mi w plastikowy kubeczek płyn, który z pewną dozą nieśmiałości opróżniam. No cóż, rację miał Edward Stachura chwaląc ten napój. Jest smaczny i skutecznie gasi pragnienie. Wymieniam kilka zdań z panią, która nie dowierza mi, że właśnie straciłem kwasowe dziewictwo. Idę zwiedzać. Jest dziś niedziela, więc sporo ludzi spaceruje po mieście. Zachodzę na główny plac miasta. Tu ciekawostka. Na placu tym znajduje się pomnik Lenina. Największa na świecie głowa tego typa. Ponad 7 metrów wysokości ma sam łeb, nie licząc cokołu. Pomnik wykonany został z brązu i waży 42 tony. Podobno stąd jutro rano odjeżdża autobus do Ułan Bator w Mongolii. I to jest mój cel na jutro. Opuścić Rosję. Wracam do hotelu i próbuję dowiedzieć się więcej o tym autobusie. Podobno bilety schodzą na kilka dni przed odjazdem autobusu. Pani w hotelu mówi mi, że mam małe szanse. Radzi mi jechać do granicy z Mongolią lokalną marszrutką i od granicy kombinować dalej. Podobno, można tę trasę zrobić w jeden dzień. Co, ja nie wejdę do autobusu? Się zobaczy. Wieczór spędzam w hostelu. Nie chce mi się chodzić wieczorem po mieście. Schodzę tylko na dół do sklepu spożywczego zakupić trochę prowiantu i dość wcześniej (ok. 23) idę spać.
    Rano wstaję wcześniej i ruszam w miasto okutany w plecaki. Idę pod głowę Lenina, ale żadnego autobusu nie widzę. Sporo ludzi na przystanku, ale nie widzę żadnych autobusów miejskich. Ich rolę przejęły tu liczne busiki. Pytam kogoś o autobus do Ułan Bator. Ten ktoś radzi mi abym pojechał na dworzec autobusowy. Dowiaduję się o numer busika, czekam chwilę i już wiszę przy drzwiach schylony w niemiłosiernie zatłoczonym busie. Na szczęście to tylko 3 przystanki. Płacę kierowcy jakieś grosze przy wysiadaniu i nawet chyba nie zrobiłem trzech kroków, gdy widzę mój autobus. Pędzę do kierowcy, pytam o wolne miejsca. Są. Do kasy szybciutko i mam upragniony, wypisany ręcznie bilet. Jestem lżejszy o 1500 rubli. Do przejechania mam ponad 400 kilometrów. Pękały południki, teraz będą pękać równoleżniki. Od tej pory będę jechał na południe. Ku tropikom.
     Gdy autobus firmy Wostok Trans wyjeżdża za miasto, gdy mijamy rzekę Selengę, krajobraz coraz bardziej się zmienia. Można powiedzieć, że stepowieje. Coraz mniej tajgi, coraz więcej piachów. Siedzę na ostatnim siedzeniu z jakimś Buriatem albo Mongołem, odróżnić nie sposób. W końcu opuszczę dzisiaj Rosję. Oglądam zmieniające się widoczki za oknem i rozmyślam o tym co mnie spotkało na terenie Federacji Rosyjskiej. Nadszedł czas wstępnych podsumowań. Mówi się, że Rosja to nie kraj, że to raczej stan umysłu. Pewno coś w tym jest, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że wiele rzeczy mi się tu podobało. Nadal polecam i będę polecać każdemu kolej transsyberyjską, jeśli ktoś miał taką chęć lub takie marzenie. Ja miałem po prostu pecha. Większość ludzi przecież przejeżdża tę trasę bez żadnego szwanku. Mało tego, większość ludzi jest zadowolona. Ale na iluś tam ludzi podróżujących ktoś musi mieć pecha. Albo go okradną, albo pobiją, albo jeszcze gorzej. Ale to dotyczy się nie tylko podróży, bo przecież w życiu codziennym też mogą zdarzyć się złe rzeczy. Na ileś tam osób czasem komuś przytrafi się zła dola. Czyż w domach ludzie nie umierają? Czyż nie giną w drodze do pracy albo na zakupy? Czyż nie płacą mandatów? No, ale dość tej chwilozofii. Trzeba powiedzieć jasno i wyraźnie. Chociaż w Rosji mnie ogołocili, to wzbogaciła mnie ona jak żaden inny z odwiedzonych przeze mnie krajów. Przede wszystkim przeżyłem najgroźniejsze chwile w swoim życiu i znam swoje reakcje na nie. Co zaś tyczy się pawia, którego z siebie wypuściłem na głowę Kacapa z bezpieki, to faktycznie było to (mówiąc delikatnie) dziwne zdarzenie. Nigdy bym siebie nie podejrzewał o coś takiego. Nie krytykujcie mnie jednak. Nikt nie wie jak się zachowa w krytycznej i niebezpiecznej sytuacji i jak odreaguje. A krytykować, potępiać i pouczać potrafi każdy głupiec. I większość z nich to robi. 
Góry Chamar - Daban






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz