Polecany post

104. Książka: Banany i cytrusy, czyli leć do Afryki

wtorek, 9 września 2014

2. Prolog

27.11.2013
  
    Dreamliner 787 Norwegiana startuje z pasa lotniska Gardermoen koło Oslo. Lot numer któryś tam do Bangkoku. Dreams come true. Moja pierwsza podróż na inny kontynent. Od razu z grubej rury. Zamiast do Egiptu, jak na prawdziwego Polaka przystało, to mi się zachciało do Tajlandii i Kambodży.
  
    Lecę Norwegianem z Oslo, bo to najwygodniejsza i najtańsza dla mnie opcja. Podróż w 2 strony to około 1800 zł. Samolot świetny. To nie Wizz Air. Siedzę przy oknie, obok mnie wolne miejsce, fotel dalej siedzi jakiś Norweg, zamieniamy kilka słow i tyle. Na fotelu przede mną ekran dotykowy komputera. Mapa świata w 3D, biblioteczka filmów, muzyki (zapomniałem słuchawek), gry, szczegóły lotu ( wysokość, prędkość, temperatura na zewnątrz, itp.) i wiele takich atrakcji. Zamawiam kawę, oczywiście za pomocą tego komputera, płacę kartą w czytniku pod nim. Czadzik. Po chwili przychodzi tajska stewardesa z czarnym, ukochanym napojem. Jak na Azjatkę, jest wykształcona. Tu i ówdzie …, jak to mówią. Co chwilę spoglądam  gdzie się znajdujemy. Lecimy nad Szwecją, Litwą, Białorusią, Ukrainą (m. in. Półwysep Krymski), Morze Czarne pod nami, dalej Gruzja, Armenia, Morze Kaspijskie, Turkmenistan, Iran, Afganistan, Pakistan, Indie, Bangladesz, Myanmar ( Birma czyli ) i w końcu Tajlandia.
   
   Od dzieciństwa chciałem podróżować i w wieku 44 lat zaczynam. Nie liczę bytności w kilku czy kilkunastu krajach Europy. Niektórych już nie ma na mapach (np. NRD i Czechosłowacji). Podniecenie jest ogromne. Jest radość. To będzie moja pierwsza, samodzielna wyprawa. 3 tygodnie przygód. Mam ogólny plan co chcę zobaczyć i co chcę przeżyć, ale jak będzie? Kto to wie? Chcę spędzić kilka dni w Bangkoku, odwiedzić Kambodżę a w niej przede wszystkim legendarne świątynie Angkoru i pokręcić się po kilku wioskach, potem Koh Tao, wyspa na południu Tajlandii, gdzie chcę nauczyć się nurkować. Dżungla na południu Tajlandii będzie moim kolejnym celem. Park Narodowy Khao Sok. Podobno mało ludzi i niezwykły klimat miejsca. Za rok Birma, Laos. Jeżeli chcecie to jedźcie ze mną.:)
    
    Na swojego maila wysłałem kilka informacji w razie potrzeby. Ksero paszportu, bilet powrotny, numery tel. przyjaciół, dzieci, tel. do ambasady, do zastrzeżenia kart bankowych, nr polisy ubezpieczeniowej i temu podobne infa. W razie stracenia bagażu, portfela, komórki wchodzę do kawiarni internetowej czy gdziekolwiek gdzie jest dostęp do komputera i mam  wszystkie potrzebne w tej sytuacji rzeczy i ważne dla siebie informacje.
  
   Postanawiam poczytać książkę o nurkowaniu. Chcę zapalić światełko nade mną, ale WTF?! (o kurczę). Nie widzę pstryczka. U innych się pali, sąsiad czyta namiętnie. A ja nie mogę zapalić światła. Ale ciemniak ze mnie. No bo jak można nazwać człowieka, który nie umie zapalić światła? Już chciałem zawołać stewardesę, ale wpadł mi do głowy pomysł. Pewno zapala się komputerem. I już dotykam monitor. A jakże. Zapalam światło. Czytam, ale nie mogę się skoncentrować z podniecenia. Czytam o sprzęcie, komunikacji pod wodą, dekompresji, wyrównywaniu ciśnienia w uszach itp. Ale zaraz. WTF?! (cholera). Czuję, że zbiera mi się inne ciśnienie. Kukam dyskretnie na sąsiada. Śpi. Delikatnie, z uwagą, przymrużonymi oczami wyrównuję ciśnienie w całym organizmie. Wokół jest kilkoro dzieci. W razie draki można by pomyśleć, że ktoś dziecku pieluchę zmienia. Ale jest bezwonnie. I jest ulga. No coo? Miałem się udusić? Kto jest bez winy niech … Homo sum; humani nihil a me alienum puto, czyli: człowiekiem jestem, nic co ludzkie nie jest mi obce.
    
   Potem gram w szachy. Z tym komputerem. Na pierwszym poziomie trudności jest O.K., na drugim przeciwnik chyba oszukuje, albo coś. Przestaje grać.
  
   Jest wiele rzeczy, których chcę doświadczyć, zobaczyć i przeżyć w tej podróży. Pojeść dobrych rzeczy, popatrzyć na ludzi, sprawdzić się w podróży. Jak będę się zachowywał w różnych sytuacjach? Może czasem się będę bał? Nie wiem. Się zobaczy. Jedno mogę powiedzieć. Jestem cholernie podniecony. Jak sztubak. Nie próbuję nawet usnąć. Nie da się. Ledwo mogę usiedzieć na miejscu. Będzie to  podróż do odległego kraju, ale przede wszystkim będzie to podróż w głąb siebie. Postanawiam na miejscu nie pić i nie palić. Do alkoholu wieczna słabość. Fajki rzucam od wielu lat i zawsze przegrywam. Postanowienie jest jednak mocne. Jak będzie? Łobacymy.
    
    Lot trwa 10,5  godziny. Powrotny będzie trwał 2 godziny dłużej. Dlaczego tak? Chodzi o ruch obrotowy ziemi i prądy powietrzne. Wyleciałem z Oslo wczesnym popołudniem a w Bangkoku będę ok. 8 rano. Dochodzi jeszcze kilka godzin różnicy czasu. Wracając do Europy odzyskam te godzinki.

    Świta. Jesteśmy nad Tajlandią. 3 Zdrowaśki i ... już widzę Bangkok. Szczęka opada z zachwytu. Jeeestem tu. Marzenia się spełniają. Życie jest piękne.:)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz