Styczeń, luty 2016
Pewnego popołudnia przyjechaliśmy
do wioski plemienia Karo.
|
rzeka Omo |
Zamierzaliśmy u nich przenocować w namiotach, które
to posiadał nasz etiopski przewodnik, a w których to mieliśmy już przyjemność
spać wcześniej przez kilka nocy. To świetne i tanie rozwiązanie.
Wioska tego plemienia jest położona w
niezwykle malowniczym miejscu. Z wielkiej skarpy rozciąga się przecudny widok
na rzekę Omo. Klif ten znajduje się nad zakrętem rzeki, więc widok jest na dwie
jej wstęgi.
|
Krokodyle nad Omo |
Bez trudu wypatruję krokodyle, które chłodzą się z otwartymi
paszczami na drugim jej brzegu. Zorientowałem się bardzo szybko, że znam to
niezwykłe miejsce. Otóż Wojciech Cejrowski i jego ekipa nagrywali tu jeden z
odcinków Boso przez świat pt. ,, Naturalny porządek rzeczy”. Przed przyjazdem
do Etiopii obejrzałem odcinki na temat tego kraju, więc bez trudu skojarzyłem
miejsce.
|
wieczorna toaleta |
|
wspina się na klif |
Wizytę zaczęliśmy od negocjacji cenowych.
Był tam kilkunastoletni chłopiec, który władał angielskim i przy jego udziale
trwały rozmowy. Ustaliliśmy cenę za pobyt w wiosce, za rozłożenie namiotów pod akacjami
i … za ochroniarza z kałasznikowem. Ustaliliśmy, że za zdjęcia pojedynczych
osób będziemy płacić maskotkami, kredkami, ołówkami, balonikami i tego typu
rzeczami, których to przywieźliśmy całe mnóstwo.
Podczas gdy nasz przewodnik i kierowca
zajmowali się rozłożeniem namiotów, my ruszyliśmy oglądać wioskę. Robiliśmy
zdjęcia, spacerowaliśmy, zaglądaliśmy do chat, spichlerzów z sorgo, kozich
zagród, itp.
|
mam kredki |
Karo to najmniejsze plemię w Etiopii.
Populacja tej społeczności to około 1000 osób. Zamieszkują kilka wiosek (
podobno 3 ) a przyszłość ich stoi pod wielkim znakiem zapytania, między innymi
przez chińskie inwestycje realizowane w Etiopii ( tama na rzece Omo ). Znani są
z malowania swych ciał w różne wzory, typy kreski, kropki i inne esy floresy.
Inspiracje czerpią z natury, w szczególności z upierzenia perlic sępich,
występujących w tych rejonach. Kobiety często przekłuwają dolną wargę i
umieszczają tam ozdobę typu gwóźdź, kwiatek, lub inny przedmiot. Ciała
niektórych kobiet pokryte są bliznami. Nacina się im skórę, po czym ranę
posypuje się popiołem. Uwielbiają nosić korale. Wyobraźnia tych ludzi, jeśli
chodzi o zdobienie ciała jest naprawdę wybujała. Żyją z hodowli bydła, kóz a
także uprawy sorgo i kukurydzy.
W pewnym momencie, gdy słońce zmierzło
coraz szybciej ku horyzontowi, przyjechało czterech Białasów. Ich wizyta była
krótka i miała tylko jeden cel. Jeden z przybyłych położył się na skarpie i
oddał pojedynczy starzał z kałacha do krokodyla. Niecelny strzał. Zostałem
nagabywany również na próbę, ale stanowczo odmówiłem.
|
z bandą dzieciaków oglądam zachód słońca |
Wieczorem, gdy zapadły ciemności zebraliśmy
się w okrągłym pomieszczeniu, ze ścianą z palisady, gdzie głównym meblem była
wielka lodówka zasilana generatorem. W lodówce były skarby: Coca Cola, Fanta i
inne tego typu napoje. Było tam również piwo: St. George i Harar. Kolację
mieliśmy iście królewską: tuńczyk z puszki, mielonki Krakusa, kabanosy, ser
wędzony i inne polskie wiktuały. Niebo w paszczy. Cały wieczór trwały rozmowy,
chóralne śmiechy od czasu do czasu przerywane kobiecym piskiem z powodu
(niegroźnych) skorpionów biegających po klepisku lub sporych owadów różnej
maści przybyłych zwabionych światłem.
|
pomyśleć przed spaniem |
Czasem w szparach palisady dało się
zauważyć jakieś podwójne odblaski. To dzieci gnane ciekawością obserwowały
przybyszów z dalekiego kraju wsadzając swe noski między wbite w ziemię kołki. Ich
wytrzeszczone oczy świeciły w blasku żarówek jarzących się pod słomianym
sufitem. Jeden z członków plemienia, wykształcony, 30 letni, władający angielskim, człowiek opowiadał nam o życiu plemienia Karo. Zadaliśmy pytanie o
krokodyle, czy nie są niebezpieczne. Opowiedział nam, że 4 dni temu jeden z
nich pożarł dzieciaczka. Mówił to głosem takim, jakby opowiadał o podartych
spodniach, bez cienia smutku, czy dramatu w głosie. Tak się tu żyje, niestety.
Bardzo późno poszliśmy spać. Zanim
rozeszliśmy się do namiotów niektórzy poszli pod prysznic. Część załogi wzięła
już wcześniej. Jak wyglądał prysznic w wiosce Karo? Ano półtoralitrowa, plastikowa
butelka wypełniona ciepłą, bo nagrzaną cały dzień w samochodzie wodą, spełniła
pięknie swoje zadanie. Noc wcześniej spaliśmy na kempingu gdzie była woda w
kranie. Każdy sobie przygotował butelkę do mycia na noc w tej wiosce. Jak
mawiała moja Śp. babcia Matylda na Kaszebach, są 3 rodzaje łedy: łeda do myci,
łeda do pici i łeda do myci pici.
Gdy leżałem już w namiocie próbując zasnąć usłyszałem głośne,
niesamowite dźwięki. Wydobyłem się z namiotu raz jeszcze, na nieco chwiejnych (po
kolacji) nogach. Musiałem posłuchać tego spektaklu, który natura mi zgotowała.
Odgłosów tych długo nie zapomnę. Nie słyszymy takich na co dzień. Otóż wielkie
stado lub stada małp przyszły do rzeki napić się wody. Krokodyle urządziły na
nie polowanie. Pluski wody, wierzgania, krzyki małp. Przerażające krzyki. I złowrogie,
głośne chlapnięcia. Małp musiało być dużo, a krokodyli co najmniej kilka sztuk.
Próbowałem dostrzec coś przez ciemną kotarę nocy, lecz bezskutecznie. Księżyca
nie było, a gwiazdy, choć jaśniały na niebie w sposób niewyobrażalny w Europie,
jednak nie ułatwiły moim oczom zadania. Byłem świadkiem walki pomiędzy
pragnieniem a strachem, która to toczyła się w małpich organizmach. Byłem
świadkiem walki o przetrwanie pomiędzy krokodylami a małpami.
Ta noc to była piękna przygoda. Nie wiedziałem jeszcze, że ranek będzie
świadkiem jeszcze większej przygody, która nam się tu, w wiosce plemienia Karo,
przytrafi.
|
namioty zostały rozbite tuż przy zagrodzie z kozami |
Wydatki na
podróże to jedyne wydatki, które cię wzbogacają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz