Polecany post

104. Książka: Banany i cytrusy, czyli leć do Afryki

wtorek, 17 stycznia 2017

86. Krótka historia masakry


   


   Krwawy Tybet Afryki – Rwanda. Na dźwięk tego słowa skóra cierpnie wielu ludziom na świecie. Szacowne instytucje, takie jak ONZ czy Kościół katolicki okryły się tu wielką hańbą. 6 kwietnia 1994 rozpoczęła się trwająca około 100 dni rzeź setek tysięcy Tutsi i ,,umiarkowanych” Hutu. Zestrzelenie samolotu z prezydentami Rwandy i Burundi na pokładzie przez do dziś nieustalonych sprawców zapoczątkowały być może najbardziej krwawą formę ludobójstwa we współczesnym świecie. Tu nie było wyspecjalizowanych formacji typu SS, Gestapo czy NKWD, tu sąsiad zabijał sąsiada, mąż żonę, znajomy znajomego. Śmierć od kuli czy granatu była luksusem. Najczęściej zadawano ją maczetami, młotami i maczugami. Obcinano stopy, dłonie, palono ludzi żywcem w kościołach, dzieci chwytano za nogi i rozbijano im głowy o ściany domów lub drzewa. Śmierć, czym bardziej okrutna, poprzedzona długim konaniem, w oczach oprawców była ,,lepsza”. Często poprzedzały ją gwałty.
    
Kigali
   Minęło kilkadziesiąt lat i warto o tym co się stało w Rwandzie przypominać, chociażby po to, żeby uzmysłowić sobie do czego może prowadzić mowa nienawiści, przekłamywanie historii, manipulacje mediów. We współczesnym świecie widzę wiele analogii do wydarzeń, które miały miejsce w tym pięknym, górzystym kraju, a które zapoczątkowały tę rzeź. Wiele wstrząsających obrazów widziałem w Kigali, stolicy Rwandy, w jednym z najważniejszych (spośród licznych w tym kraju) muzeów ludobójstwa. Do czego zdolny jest zmanipulowany przez media i polityków człowiek, do jakich okropności może się posunąć i jak kruchy jest pokój. Ile wysiłku każdy pojedynczy człowiek powinien włożyć w to aby cedzić informacje wkładane mu do głowy. Dla większości ludzi na świecie pokój, obok zdrowia, jest rzeczą najważniejszą. Ale zawsze znajdzie się grupa polityków, biznesmenów, fundamentalistów czy szaleńców, która będzie chciała ten pokój zburzyć. Wiedzą oni, że: wojny nigdy nie umierają, one tylko zapadają w sen.
    


   Kiedyś, przed wiekami Rwandę zamieszkiwali Pigmeje Twa. Trudnili się oni myślistwem i zbieractwem. Stopniowo dołączali do nich inne ludy, mianowicie Tutsi i Hutu. Niewiadomo skąd dokładnie przybyli, ani kiedy. Wiadomo jedno, Tutsi byli hodowcami krów, natomiast Hutu zajmowali się uprawą ziemi. Z czasem stworzyli jeden naród Banyaruanda. Ryszard Kapuściński w książce Heban, nazywa to społeczeństwo kastowym a nie plemiennym. Wystarczyło, że Hutu kupił od Tutsi kilka krów lub się wżenił w rodzinę i automatycznie stawał się członkiem Tutsi. System ten funkcjonował przez wieki i dotrwał do XX wieku. Tutsi, stanowiący około 15 procent społeczeństwa, byli kastą ważniejszą, piastowali wysokie stanowiska, Hutu byli ich wasalami.
   
Przedmieścia stolicy ścielą się na wzgórzach
    Z początkiem dwudziestego wieku przybył do Rwandy pierwszy misjonarz chrześcijański Leon Classe, późniejszy biskup tego kraju. Uznał on Tutsi za superb humans (wspaniałe istoty). Był rok 1902. Kilkanaście lat później, ojciec Francois Menard uznał Tutsi za Europejczyków z czarną skórą. Jednak to urzędnicy z Brukseli, po przejęciu kolonii od Niemców prawdziwie skrzywdzili Rwandyjczyków. W swoim zamiłowaniu do ,,porządku”, polityki rasowej, unifikacji i papierologii utwierdzili podziały wprowadzając w 1933 roku stemple do dowodów osobistych z zaznaczoną przynależnością rasową. Stemple te przetrwały do roku 1994 będąc dodatkowym wskaźnikiem dla zabójców. Wpis w dowodzie ze słowem Tutsi (pochodzenie dziedziczyło się po ojcu) był wyrokiem śmierci dla wielu ludzi. Belgowie faworyzowali Tutsi aż do połowy XX wieku. Oni piastowali wysokie stanowiska, mieli łatwiejszy dostęp do uczelni i cieszyli się większymi przywilejami. Potem kolonizatorzy zmienili front. Zaczęli podburzać Hutu przeciwko swoim niedawnym panom. W roku 1959 doszło do krwawego buntu Hutu. Polała się krew Tutsi. Belgowie i Kościół katolicki zachowali neutralność, cicho przyzwalając na rzezie. Wielu Tutsi uciekło z kraju, uchodząc do sąsiedniej Tanzanii, Konga, Burundi, a przede wszystkim Ugandy. Władzę objęli Hutu na której czele stanął prezydent Juvenal Habyarimana. Następne 30 lat to stopniowa i postępująca dyskryminacja Tutsi, okresowe masakry i powstanie Hutu Power. Stworzyli oni i opublikowali w gazecie Kangura, oraz stale powtarzali w Radio Mille Collines (RTLM) niesławne 10 przykazań Hutu. Podobne 10 przykazań mieli ukraińscy nacjonaliści na Wołyniu w latach poprzedzających ludobójstwo. To na falach radia RTLM padło dobrze znane hasło: Ściąć wysokie drzewa, które dało początek apokalipsy w 1994r. Spośród ludności miast, miasteczek, bezrobotnych, studentów i urzędników utworzyli prorządową organizację paramilitarną Interahamwe (uderzmy razem). Ochotnicy odbywali tu szkolenie wojskowe i ideologiczne. Celem Interahamwe byli Tutsi, zwani przez Hutu – karaluchami. Zakupiono maczety z Chin za 750 tys. dolarów. To one głównie posłużyły do morderstw. ONZ powołał UNAMIR, misję pokojową pod dowództwem generała Romeo Dallaire, która miała pomóc w realizacji porozumień pokojowych w Aruszy i zapobiec ludobójstwu. Zaraz po rozpoczęciu masakr, UNAMIR został jednak odwołany. Rwanda została sama. Kościół się odwrócił, ONZ czmychnął, Belgowie i Francuzi (niedawni sojusznicy Hutu) milczeli. USA nie robiło nic, wszakże w Rwandzie nie było diamentów ani ropy. Poza tym, rok wcześniej zaangażowali się w wojnę w Somalii, gdzie ponieśli spore straty (tam była ropa i uran).
Tu działy się historie przedstawione w filmie: Hotel Rwanda
   


   Apokalipsa trwała 3 miesiące. Zginęło od 800 tys. do miliona Rwandyjczyków. Zakończył ją Paul Kagame, który jako dowódca Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego wkroczył z sąsiedniej Ugandy po latach spędzonych na uchodźstwie, gdzie sformował swoją armię złożoną z Tutsi. Do dziś jest prezydentem Rwandy.
   
    Trudno ogarnąć umysłem tragedię Rwandyjczyków. Żal mi ludzi, którzy chroniąc się przed posiekaniem maczetami szukali schronienia w kościołach. Wielu z nich znalazło tam śmierć. Praktycznie nie ma w Rwandzie kościołów nie splamionych krwią. Do nich należy również polska misja pallotynów w parafii Gikondo w Kigali. Kościół katolicki po latach zaprzeczania przyznał się w końcu do winy i przeprosił. Oczywiście byli księża i misjonarze którzy bohatersko, aczkolwiek na ogół bezskutecznie, bronili swe owieczki. Wielu jednak partycypowało w mordach w sposób pośredni lub bezpośredni. Byli tacy, którzy wraz z bojówkami Interahamwe przed zamordowaniem, gwałcili swoje ofiary.
    
Moi sympatyczni gospodarze u których znalazłem kąt do spania
  
   Wielu zagranicznych księży i misjonarzy, uciekło przed rozpoczęciem masakr lub zaraz po ich rozpoczęciu. Trudno się temu dziwić, nikomu wszak do nieba nie śpieszno, nawet kapłanom. Poza tym łatwo ocenić i krytykować z pozycji wygodnego, ciepłego fotela. Nikt nie wie jak sam by się zachował będąc na ich miejscu. Nawiasem mówić, dzisiejszy arcybiskup Henryk Hoser, który był w Rwandzie przed 1994 rokiem, wrócił tam zaraz po aktach ludobójstwa. Ziemia była jeszcze ciepła od krwi. Może tam doszedł do swoich wniosków, które do dziś głosi, że w czasie gwałtu, z powodu stresu zajście w ciążę jest prawie niemożliwe. W Rwandzie, przed masakrami zajmował się między innymi upowszechnianiem naturalnych metod planowania rodziny. Dziś angażuje się w ochronę życia. Nie chcę być złośliwy, ale szkoda, że w tę ochronę nie angażował się w Rwandzie przed kwietniem 1994.
 
Przed Kigali Genocide Memorial Centre. Tu pochowanych jest 250 000 osób
w szkole

   O ludobójstwie w Rwandzie dużo się dowiedziałem będąc w Kigali. Czytałem książki Ryszarda Kapuścińskiego, Dariusza Rosiaka, czy Wojciecha Tochmana (Dzisiaj narysujemy śmierć). Powstało też kilka mocnych, dobrych filmów na ten temat, które oglądałem i polecam, m.in. bardzo znany, hollywoodzki Hotel Rwanda. Nie mniej ciekawe, a według mnie jeszcze lepsze są: Czasami w kwietniu, Strzelając do psów, Podać rękę diabłu, czy Kinyarwanda. Ten ostatni dostępny jest chyba tylko w wersji anglojęzycznej.



   Historia (nie tylko Rwandy) uczy, że wojna czyni z ludzi bestie. Wojna totalna, czyni z ludzi totalne bestie.


 
Kigali to chyba najczystsze miasto Afryki. Śmieci na ulicach nie ma

Na przedmieściach Kigali domy otoczone są wysokimi płotami. Może to strach?

1 komentarz:

  1. Gdy katoliccy "misjonarze" zawitali do Meksyku, żyło tam około 11 milionów Indian, a po stu latach już tylko półtora miliona.

    OdpowiedzUsuń