Styczeń,
luty 2016
Kilkadziesiąt
minut zajęło naszym Toyotom wspięcie się na szczyt góry, gdzie znajdowała się
wioska plemienia Dorze. Tu, na wysokości 2500 m n.p.m. mieliśmy mieć popas, a właściwie
nawet więcej. Tu mieliśmy spędzić nocleg w domkach jak z bajki. W takich
warunkach spędzić noc, to piękna sprawa. Mówię Wam.
Plemię Dorze (ludność ok. 30 tys.) znane
jest m.in. z budowania bardzo ciekawych i pięknych chat. Przypominają one w
zamyśle głowę słonia, na cześć tych wielkich ssaków które niegdyś zamieszkiwały
te tereny. Nam, Europejczykom przypominają ule. Buduje się je z bambusa i
bananowca. Co ciekawe, chaty te wraz z wiekiem zapadają się, ponieważ dolne
warstwy konstrukcji zżerane są przez termity. Chatka powoli, z biegiem lat
(kilkadziesiąt) dostojnie i równomiernie osiada na gruncie. Pozostaje w końcu
niskim budynkiem gospodarczym, po czym resztki lądują w ogniu. Łatwo i szybko
się piszę, ale cały proces może potrwać i 80 lat. Chaty nowe buduje się nawet
na wysokość 15 metrów. W środku żyje rodzinka, a za przepierzeniem… żywy
inwentarz.
|
chaty jak z bajki, czyż nie? |
W tej wiosce stoi kilka nowych, pięknie
wykonanych przez mieszkańców takich chatynek. Są przeznaczone dla turystów. Nie
ma tu oczywiście wielkiego ruchu, ale jak już ktoś przyjedzie, jest oczarowany. Negocjujemy
cenę za pobyt, kolację, piwo i… tańce przy ognisku zaproponowane nam przez
mieszkańców wioski. Nie ma tu elektryczności co prawda (choć jakieś druty są), ale agregaty
prądotwórcze spełniają swoją rolę. Podczas gdy kolacja jest przygotowywana
zwiedzamy okolicę. Robi się szarówka, chłód wdziera się pod krótkie spodenki.
Krajobraz jakby beskidzki, tyle, że roślinność trochę inna. Magiczny spacer.
|
przed i po posiłku, trzeba umyć ręce |
|
tańce... |
|
... z dzidami... |
|
...i bez |
Kolacja pyszna, humory dopisywały. Tańce
przy ognisku i bębnach niezapomniane. Zostaliśmy okryci pięknymi pledami i z
zadowoleniem oglądaliśmy niesamowite pląsy i słuchaliśmy prastarych, ludowych
pieśni tego plemienia. Potem prowizoryczny prysznic i rozejście w
szampańskich (piwnych) humorach do swoich domków. Wybrałem pojedynczy z pięknie
wyplecionym łożem z bambusa. Nie było w nim ani jednej rzeczy sztucznej, czy
plastikowej. No nie, żarówka była - przepraszam... Ale przepalona, więc jestem
wytłumaczony:)
Nazajutrz zwiedzaliśmy wioskę. Ludzie Dorze
to przede wszystkim tkacze. Wielu z nich przeniosło się do Addis Abeby i tam
pootwierali dobrze prosperujące zakłady tkackie. Nasz przewodnik kupił dla nas
wyroby (szaliki dla facetów, spódnice dla kobiet) wykonane przez miejscowych. Miły
gest. Pokazano nam codzienne życie mieszkańców, poczęstowano przepysznym miodem
z grudkami, obdarowano po butli miodowego alkoholu, pokazano jak się robi chleb
z fałszywego bananowca, czyli ensetu i tyle nas widzieli.
Wszędzie
było czyściutko, pachnąco, a ludzie wspaniali. Dzieciaki fantastyczne. A widok
na doliny. Achhhh.
|
mamy miodki i dodatkowe ciuchy:) |
|
pszczoły w afrykańskim ulu |
|
tkacz |
|
będzie chleb z ensetu |
|
już się piecze... |
|
...a dzieciaczek czeka |
|
okolice wioski |
|
fałszywe bananowce to prawdziwy skarb dla wielu plemion |
Afryko, wrócę do ciebie. Wrócę z Nel.
Stasiek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz