Styczeń, luty 2016
Postanawiam kontynuować pisanie bloga. Powód?
Moja wizyta na Czarnym Lądzie. Długo wyczekiwana Wielka Przygoda spełniła się
na przełomie stycznia i lutego 2016 roku.
Formuła mojego pisania zmieni się nieco w
porównaniu do azjatyckiej części bloga. Będą to krótkie wpisy pisane w czasie
przeszłym. Retrospekcje poprzeplatane zdjęciami. Tym razem nie zachowam
chronologii wydarzeń a wpisy będę umieszczał całkowicie w dowolnej kolejności.
Może kogoś coś zaciekawi, może rozbawi, może zadziwi? Afryka to dla mnie
niełatwy temat. Gdy myślę o niej, wciąż większość zdań kończy się znakami
zapytania. Dlatego nie będę się wymądrzał, a do tematu podejdę z pokorą.
Obiecuję.
26.01.2016 wystartowałem z lotniska w
Sztokholmie do Addis Abeby, stolicy Etiopii. Loty w obie strony były bardzo
wygodne. Jedzenie, picie, roznoszona prasa, słuchawki do komputera. Ethiopian
Airlines to zupełnie inna bajka niż Norwegian. Obłożenie samolotu pasażerami
było takie, że większość lotów spędziłem śpiąc rozłożony na trzech fotelach.
Ot, królewska podróż. Co ciekawe, w drodze tam, mieliśmy międzylądowanie w
Rzymie, a w drodze powrotnej, w Wiedniu. Ktoś wysiadł, ktoś wsiadł. Taki
latający autobus.
Była to
podróż inna niż zwykle, bo podróżowałem nie sam, a w grupie. Przypadkowa ,,zbieranina” ludzi poznanych na portalu podróżniczym: globtroter.pl.
Stanowiliśmy ośmioosobową grupę o różnym doświadczeniu podróżniczym. Plan był
następujący: Addis Abeba, plemiona Doliny Omo, miasto Harar i zabytkowe
kościoły w Lalibeli. Ja, ponieważ zaplanowałem wyjazd tylko na 2 tygodnie,
uczestniczyłem tylko w dwóch pierwszych etapach. To co głównie chciałem
zobaczyć w Etiopii to ludy, czy raczej plemiona południa. To one skłoniły mnie
do tego, że spośród pięćdziesięciu kilku krajów Afryki wybrałem właśnie ten.
No, może jeszcze chęć poznania kraju, o którym czytałem w książce: Cesarz,
Ryszarda Kapuścińskiego, a która to mocno zadziałała mi na wyobraźnię.
Podróżując do doliny Omo wynajęliśmy 2 Toyoty Land Cruiser, które lata
świetności miały już nieco za sobą i wyruszyliśmy na południe, KU PRZYGODZIE. W
jednym aucie (żeńska część wyprawy) jechał nasz przewodnik, Wondimu, w drugim
(męskim), kierowca z jego firmy.
Wynajęcie
auta z przewodnikiem kosztowało nas 120 dolarów od samochodu. Podróżowanie w
grupie, choć ma wiele wad, obniża koszty podróżowania. W przypadku Etiopii
zmieściłem się w budżecie 60 dolarów dziennie, wliczając w to ,,koszty
imprezowe” plus zakup drobnych pamiątek. Poza tym, z grupą jest z reguły
weselej. Tak było i podczas naszej wyprawy. To wielka zaleta podróżowania w
grupie. I jeszcze jeden wielki plus. Gdy podróżuje się samotnie, trzeba samemu
wszystko ogarniać: noclegi, transporty, itp. Tutaj, ponieważ nie pełniłem żadnej
funkcji, mogłem wrzucić na luz. Można było zachowywać się jak bawarski chłop. Z
przodu jeść, z tyłu srać, a w międzyczasie mieć sporo radości.
Kilka faktów o kraju.
Etiopia leży na wschodzie kontynentu, w tak zwanym
Rogu Afryki. Graniczy z Sudanem, Sudanem Południowym, Kenią, Somalią, Erytreą i
Dżibuti. Jest ponad trzykrotnie większa od Polski pod względem powierzchni. Pod
względem ludności (ponad 80 mln) jest jednym z najludniejszych afrykańskich
krajów. Dominującą religią jest Etiopski Kościół Katolicki. Sporo jest wyznawców
Islamu (ok. 33% wyznawców). Pewna część społeczeństwa wyznaje religie
animistyczne. Etiopia, jako jedyny kraj Afryki nigdy nie był kolonią. Znalazł
się jedynie pod okupacją Włoch, do roku 1941. Dużą część kraju pokrywają góry.
Najwyższy szczyt Etiopii to Ras Dashen (4543 m n.p.m.). Więcej informacji o
kraju można poszukać w Internecie, więc nie będę przepisywał Wikipedii. J
Podróżuje nie po to żeby uciec od
życia, podróżuje po to by życie nie uciekło mi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz