Polecany post

104. Książka: Banany i cytrusy, czyli leć do Afryki

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

36. W górę Mekongu

9,10.12.2014

    
 
    Dziś płynę w górę potężnego, majestatycznego Mekongu. Dla niego - to nic nie znaczy. Dla mnie - to wielka sprawa.
    Rzeka bierze swój początek na Wyżynie Tybetańskiej i płynąc przez kilka azjatyckich krajów spływa do Morza Południowochińskiego. Ma ponad 4500 km i stanowi o bycie wielu narodów i grup etnicznych zamieszkujących jego brzegi. Jest niezwykle ważnym szlakiem komunikacyjnym w Indochinach, niesie cenny muł, który umożliwia produkcję ryżu, oraz jest niezwykle bogaty w ryby. W jego wodach żyje podobno 1200 gatunków ryb, w tym olbrzymie, endemiczne pangazy osiągające imponującą wagę 300 kg. W wodach Mekongu spotkać można również rzadki gatunek ssaka, delfina krótkogłowego.
podobnym slowboatem płynę

    Siedzę w charakterystycznej dla tych rejonów łodzi i chciwie chłonę krajobrazy. Chciałoby się powiedzieć za oknem, ale nie ma tu takowych. Jest ciepły, piękny dzień a nastrój mam wyśmienity. Wyruszyłem rano z guesthousu w Luang Prabang, potem tuk-tuk, przystań, formalności i…. siedzę sobie wygodnie sam na dwuosobowej ławce, jakby żywcem ją przeniesiono z naszych starych, komunistycznych, pekaesowskich autobusów. Plan mam taki, że płynę do granicy z Tajlandią, do Houay Xai. Tam zrobię nocleg i pojadę do Chiang Rai lub Chiang Mai w Tajlandii. 
czasem się nie udaje
Jeszcze trochę czasu w Laosie spędzę, tą łodzią będę płynął 2 dni. Łajba z głośnym warkotem silnika pruje wodę, w niej kilkunastu turystów i kilkunastu Laotańczyków, miejsca sporo, jest dość wygodnie. W drodze do łódki poznałem 2 Dunki, Duńczyka i Francuza. Młodzi ok. 20 letni plecakowicze. Francuz cały czas gada o seksie, Duńczyk twierdzi, że w Polsce można strzelić do krowy z bazuki. Na nic moje zapewnienia, że to raczej niemożliwe, że to chyba chodzi mu o Kambodżę, typ wie swoje, choć w Polsce nigdy nie był. Nie kłócę się z nim, nie ma to sensu. Widoki zapierają dech, ta przeprawa Mekongiem to gwóźdź programu w Laosie. Dżungla, góry, woda, wioski do których można dotrzeć tylko rzeką, wiele rzeczy mnie dziwi, zachwyca, zmusza do refleksji czy różnych przemyśleń. Widzę co kawałek laotańskie bydło nad brzegiem rzeki, w jakiejś wiosce widzę słonia, trochę ptactwa, niby nic się nie dzieje, ale jednak …… się dzieje. Z tyłu łodzi pomieszczenie załogi, kuchnia, silnik, toaleta. Wszędzie chodzę. Można kupić kawę lub nieśmiertelne zupki chińskie. Upał daje się we znaki, choć poranek był chłodny. Dzień mija szybko i ciekawie. Głównie, ……… siedzę bezmyślając. Przed wieczorem docieramy do Pakbeng na obowiązkowy nocleg. Nocą po Mekongu się nie pływa. Jest to zbyt niebezpieczne. Pakbeng to malutka mieścina, czy raczej większa wiocha, z kilkoma guesthousami. Bardzo tanio, jakość noclegów dość niska, choć mnie zadowalająca, kilka knajpek zamykanych o 22-ej. Nocne życie tu nie istnieje, jest tylko głucha cisza i odgłosy dżungli.

słoń domowy


można płynąć speedboatem 

wioska dostępna tylko od strony rzeki


Laotańczycy


fotel przede mną
    Nazajutrz, budzę się rano i znowu mam to ciekawe uczucie. Kurka, w jakim kraju jestem? Nie sądziłem kiedyś, że takie coś mi się kiedyś przytrafi. Gdy uświadamiam sobie, że jestem w Laosie, uśmiecham się. Pięęęknie. Szybkie śniadanko i…. następny dzień na łodzi. Zębata linia dżungli pokrywająca góry mocno odcina się od błękitu nieba. Czasem pojawiają się chmury i lekkie zamglenia. Dumam o Laosie. Między innymi o trudnej, współczesnej przeszłości tego kraju. Najpierw Francuzi, a potem było jeszcze gorzej. Wielkie, bezduszne, krwawe bombardowania Laosu. Bombardowano ten zielony kraj od 1964 roku do 1973. Mówi się, że to najbardziej zbombardowany kraj na świecie. Kto za tym stał? Chyba nie trzeba tego mówić. Oczywiście, obrońcy porządku i demokracji – USA. Do tej pory na wschodzie kraju, przy granicy z Wietnamem, tam gdzie przebiegał szlak Ho Chi Minha są tereny na których niebezpiecznie się poruszać ze względu na niewybuchy. Do tej pory giną ludzie (w tym duży procent dzieci) i zwierzęta. Potrzebne są duże pieniądze na oczyszczenie kraju z tego śmiercionośnego badziewia. Dziwny jest ten świat …… a wojny są głupie. Dlaczego ludzkość nie wyciąga wniosków? Dlaczego politycy i wielki biznes (oni z reguły odpowiadają za wojny) zabijają dzieci?
myśliwy
     No ale spójrzmy trochę bardziej optymistycznie, choć w podróży samotnej po biednych krajach nie zawsze na twarzy wędrowca gości uśmiech. Czasem ściska za gardło, a czasem pojawiają się i łzy. Oto widzę wielkie połacie bananery. Kiście bananów owinięte są niebieskimi workami w celu polepszenia warunków wzrostu. Pole ciągnie się i ciągnie, niczym ,,Dynastia” w telewizji. Końca nie widać. Wypatruję bezskutecznie poszukiwaczy złota, których rzekomo można tu spotkać jak w misach przesiewają rzeczny piasek. Widzę myśliwego, widzę dziki, widzę walkę byków. Widzę sieci w rzece, mignął mi znowu słoń na ścieżce. Laos jest nazywany królestwem miliona słoni, wiedziałeś o tym, czytelniku?
    Po południu krajobraz nieco się zmienia. Płyniemy środkiem rzeki. Po jednej stronie mamy Tajlandię a po drugiej Laos. Przed wieczorem dobijamy do brzegu. Kończy się niezwykła podróż po Mekongu.


transport rzeczny



walka byków




bananera



dziki jak nasze

całe życie na rybach
 Wysiadam dziarsko na przystani w Houay Xai. Bez trudu odnajduję nocleg i idę coś zjeść. I wypić. Przysiada się jakiś sympatyczny Laotańczyk. Stawia mi browara. Niesamowite. Chodzę trochę po mieścinie, porządkuje bagaże w swoim pokoju, biorę kąpiel, po czym, późnym (jak na Laos) wieczorem jem najwspanialszą zupę rybną pod słońcem, a raczej pod księżycem. Jest wyborna, choć trochę za dużo w niej bambusa. Smak mi zostanie w pamięci chyba do końca życia. Jak i obraz tej pustej knajpy tuż nad Mekongiem oświetlonej kilkoma świecami.
………………………………………………………………………………………………………………………………………………………….....

    Następnego dnia ranem idę do banku i wymieniam resztę laotańskich papierów na tajską walutę. Zostało mi 706 500 kipów. Dostaję za to 2840 bahtów. Biorę tuk-tuka i jadę do granicy z Tajlandią. Bez problemu ją przechodzę, po czym docieram do Chiang Khong. Wskakuje w miejscowy autobus bez szyb w oknach i po jakiejś godzinie docieram do Chiang Rai.






Cytat: Świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę.
Św Augustyn z Hippony.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz