Polecany post

104. Książka: Banany i cytrusy, czyli leć do Afryki

wtorek, 9 września 2014

3. Pierwszy krok w tropikach

28.11.2013
   
    No z tą datą to nie tak hop hop. Jestem w Bangkokou, a tu jest rok 2557. Obowiązuje kalendarz buddyjski, podobnie jak w wielu krajach Azji Płd-Wsch. Datę liczy się od momentu osiągnięcia nirwany przez Buddę.
  
    Samolot ląduje a ja tymczasem kilka słów o tej olbrzymiej metropolii. Bangkok jest podobno najgorętszym (według Światowej Organizacji Meteorologicznej) miastem świata. Przylatuje z początkiem pory suchej, jest 31 stopni, w powietrzu nie ma aż tyle wilgoci co w porze deszczowej. Nazwa miasta jest skrótem. Cała nazwa jest w Księdze Rekordów Guinnessa i w przekładzie brzmi mniej więcej tak: ‘’Miasto aniołów, wielkie miasto, wieczny klejnot, niezdobywalne miasto boga Indry, wspaniała stolica świata, wspomagana przez dziewięć pięknych skarbów, miasto szczęśliwe, obfitujące w ogromny pałac królewski, który przypomina niebiańskie miejsce, gdzie rządzi zreinkarnowany bóg, miasto dane przez Indrę, zbudowane przez Wisznu.’’ Nie chcę się rozpisywać, jeśli chodzi o informacje na temat danego miejsca. Można to wszystko sobie pięknie wygooglować i znaleźć mnóstwo info.
    
    Lotnisko Bangkok – Suvarnabhumi robi na mnie wielkie wrażnie. Byłem pół roku temu pierwszy raz na Heathrow w Londynie i nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. To jest wielkie, nowoczesne, piękne. 4 olbrzymie piętra, ruchome chodniki. Z samolotu idę, a właściwie stoję ok. pół kilometra. Po drodze kantor, wymieniam dolce na tajskie bahty i dalej na ‘’taśmociąg’’. Ido-stoję do kolejki do urzędasów granicznych zarejestrować swój pobyt w Tajlandii. Wizy turystycznej Polacy nie potrzebują. Ale prawie godzinę trzeba mi odstać. Pieczątka w paszport, focia i wpuszczają do krainy tysiąca uśmiechów. Odbieram bez problemu bagaż. Wszystko dobrze oznakowane, więc się nie motam. Wychodzę na postój Taxi. Chcę wsiąść do jakiejś taksówki, ale nie. Trzeba iść do stoliczka, tam mnie kierują do odpowiedniej taksówki. Kojarzą mnie z szoferem. Wiem, że będzie używał taksometru. System jest dobry, bo eliminuje naciągaczy. Koszt nie powinien przekroczyć 700 bahtów (ok. 70 zł). Łatwo policzyć, zatem, 10 THB to ok. 1 PLN. Do Khao San Road jest podobno ok. 35 km. Tam będę ‘’rezydował’’ w Bkk.  

   
   Jesteśmy na autostradzie. Kilka pasów ruchu w każdą stronę. Miejscami 8, 9. Ciężko policzyć, wszystkie zapchane. Kurka, jestem w Bangkoku. Podniecenie sięga zenitu. Widzę palmy, pojawiają się pierwsze drapacze chmur. Monumentalne, piękne budynki, syfiaste bloki. Wszystko razem wymieszane. Pytam kierowcy jak się żyje w Bangkoku. Polish english miesza się z taj englishem. Opowiada trochę o Bkk. Ponad 1000 wieżowców, 400 świątyń buddyjskich itp. Mówi, że coraz więcej tu meczetów i muzułmanów. Nie chce mi się dyskutować na te tematy. Wakacje mam.



        
 W taksówce przed przednią szybą widzę coś jakby buddyjski ołtarzyk. Pytam go o to. I tu doznaje szoku. Oni chyba wierzą naprawdę inaczej. Mówi mi, że w słoiczkach jest coś, jakby eliksir. Mówi mniej więcej tak: 

 ‘’Codziennie rano piję po kropelce ze słoiczka i dzięki temu jedziesz w bezpiecznej taksówce. Nie zdarzy się nic złego, wypadek, nic. Nie może się nic złego zdarzyć, bo wypiłem po kropelce tego eliksiru. I nawet gdyby napadła nas jakaś banda z giwerami to i tak jesteśmy bezpieczni. Okazałoby się, że mają ślepaki, albo wystrzelone kulę lecą w zupełnie innym kierunku.’’ Tak mi gość nawija. Kiwam ze zrozumieniem głową. Nie muszę chyba dodawać, że jedzie jak szalony. Wszak mają tu jak w grach - wiele żyć. Przejeżdżamy obok jakiejś buddyjskiej świątyni, gość poważnieje, robi waia (tajski ukłon), trąbi i jedzie dalej. Po chwili, przy następnej świątyni sytuacja się powtarza. Co u licha? Jeśli w tej sytuacji można tak się wyrazić. Pytam dlaczego trąbi. ‘’A żeby wiedział, że to ja jadę”. Tak go zrozumiałem. Kur…lturowy  szok. Zjeżdżamy z autostrady w ulice starego Bkk. Chłonę widoki za oknem. Jest egzotycznie, ciekawie. Miejskie autobusy z otwartymi oknami jako klima. Widzę przejeżdżającą karetkę pogotowia. Na czyimś blogu wyczytałem, że w Bkk nie ma karetek. Są, widzę. Dojeżdżamy w okolice Khao San Road. Ulica – legenda. Jest koło 10 rano. Życie jest piękne. I ciekawe.:)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz