9,10.12.2014
Dziś płynę w górę
potężnego, majestatycznego Mekongu. Dla niego - to nic nie znaczy. Dla mnie -
to wielka sprawa.
Rzeka bierze swój początek na Wyżynie Tybetańskiej i płynąc
przez kilka azjatyckich krajów spływa do Morza Południowochińskiego. Ma ponad 4500
km i stanowi o bycie wielu narodów i grup etnicznych zamieszkujących jego
brzegi. Jest niezwykle ważnym szlakiem komunikacyjnym w Indochinach, niesie
cenny muł, który umożliwia produkcję ryżu, oraz jest niezwykle bogaty w ryby. W
jego wodach żyje podobno 1200 gatunków ryb, w tym olbrzymie, endemiczne pangazy
osiągające imponującą wagę 300 kg. W wodach Mekongu spotkać można również
rzadki gatunek ssaka, delfina krótkogłowego.
|
podobnym slowboatem płynę |
Siedzę w
charakterystycznej dla tych rejonów łodzi i chciwie chłonę krajobrazy.
Chciałoby się powiedzieć za oknem, ale nie ma tu takowych. Jest ciepły, piękny
dzień a nastrój mam wyśmienity. Wyruszyłem rano z guesthousu w Luang Prabang,
potem tuk-tuk, przystań, formalności i…. siedzę sobie wygodnie sam na
dwuosobowej ławce, jakby żywcem ją przeniesiono z naszych starych,
komunistycznych, pekaesowskich autobusów. Plan mam taki, że płynę do granicy z
Tajlandią, do Houay Xai. Tam zrobię nocleg i pojadę do Chiang Rai lub Chiang
Mai w Tajlandii.
|
czasem się nie udaje |
Jeszcze trochę czasu w
Laosie spędzę, tą łodzią będę płynął 2 dni. Łajba z głośnym warkotem silnika
pruje wodę, w niej kilkunastu turystów i kilkunastu Laotańczyków, miejsca
sporo, jest dość wygodnie. W drodze do łódki poznałem 2 Dunki, Duńczyka i
Francuza. Młodzi ok. 20 letni plecakowicze. Francuz cały czas gada o seksie,
Duńczyk twierdzi, że w Polsce można strzelić do krowy z bazuki. Na nic moje
zapewnienia, że to raczej niemożliwe, że to chyba chodzi mu o Kambodżę, typ wie
swoje, choć w Polsce nigdy nie był. Nie kłócę się z nim, nie ma to sensu. Widoki
zapierają dech, ta przeprawa Mekongiem to gwóźdź programu w Laosie. Dżungla,
góry, woda, wioski do których można dotrzeć tylko rzeką, wiele rzeczy mnie
dziwi, zachwyca, zmusza do refleksji czy różnych przemyśleń. Widzę co kawałek laotańskie
bydło nad brzegiem rzeki, w jakiejś wiosce widzę słonia, trochę ptactwa, niby
nic się nie dzieje, ale jednak …… się dzieje. Z tyłu łodzi pomieszczenie
załogi, kuchnia, silnik, toaleta. Wszędzie chodzę. Można kupić kawę lub
nieśmiertelne zupki chińskie. Upał daje się we znaki, choć poranek był chłodny.
Dzień mija szybko i ciekawie. Głównie, ……… siedzę bezmyślając. Przed wieczorem
docieramy do Pakbeng na obowiązkowy nocleg. Nocą po Mekongu się nie pływa. Jest
to zbyt niebezpieczne. Pakbeng to malutka mieścina, czy raczej większa wiocha,
z kilkoma guesthousami. Bardzo tanio, jakość noclegów dość niska, choć mnie
zadowalająca, kilka knajpek zamykanych o 22-ej. Nocne życie tu nie istnieje,
jest tylko głucha cisza i odgłosy dżungli.
|
słoń domowy |
|
można płynąć speedboatem |
|
wioska dostępna tylko od strony rzeki |
|
Laotańczycy |
|
fotel przede mną |
Nazajutrz, budzę się rano i znowu mam to ciekawe uczucie. Kurka, w jakim kraju jestem? Nie sądziłem kiedyś, że takie coś mi się kiedyś przytrafi. Gdy uświadamiam sobie, że jestem w Laosie, uśmiecham się. Pięęęknie. Szybkie śniadanko i….
następny dzień na łodzi. Zębata linia dżungli pokrywająca góry mocno odcina się
od błękitu nieba. Czasem pojawiają się chmury i lekkie zamglenia. Dumam o
Laosie. Między innymi o trudnej, współczesnej przeszłości tego kraju. Najpierw
Francuzi, a potem było jeszcze gorzej. Wielkie, bezduszne, krwawe bombardowania
Laosu. Bombardowano ten zielony kraj od 1964 roku do 1973. Mówi się, że to
najbardziej zbombardowany kraj na świecie. Kto za tym stał? Chyba nie trzeba
tego mówić. Oczywiście, obrońcy porządku i demokracji – USA. Do tej pory na
wschodzie kraju, przy granicy z Wietnamem, tam gdzie przebiegał szlak Ho Chi
Minha są tereny na których niebezpiecznie się poruszać ze względu na
niewybuchy. Do tej pory giną ludzie (w tym duży procent dzieci) i zwierzęta. Potrzebne
są duże pieniądze na oczyszczenie kraju z tego śmiercionośnego badziewia.
Dziwny jest ten świat …… a wojny są głupie. Dlaczego ludzkość nie wyciąga
wniosków? Dlaczego politycy i wielki biznes (oni z reguły odpowiadają za wojny)
zabijają dzieci?
|
myśliwy |
No ale spójrzmy
trochę bardziej optymistycznie, choć w podróży samotnej po biednych krajach nie zawsze
na twarzy wędrowca gości uśmiech. Czasem ściska za gardło, a czasem pojawiają się i łzy. Oto widzę wielkie połacie bananery. Kiście
bananów owinięte są niebieskimi workami w celu polepszenia warunków wzrostu. Pole
ciągnie się i ciągnie, niczym ,,Dynastia” w telewizji. Końca nie widać.
Wypatruję bezskutecznie poszukiwaczy złota, których rzekomo można tu spotkać
jak w misach przesiewają rzeczny piasek. Widzę myśliwego, widzę dziki, widzę
walkę byków. Widzę sieci w rzece, mignął mi znowu słoń na ścieżce. Laos jest
nazywany królestwem miliona słoni, wiedziałeś o tym, czytelniku?
Po południu
krajobraz nieco się zmienia. Płyniemy środkiem rzeki. Po jednej stronie mamy
Tajlandię a po drugiej Laos. Przed wieczorem dobijamy do brzegu. Kończy się
niezwykła podróż po Mekongu.
|
transport rzeczny |
|
walka byków |
|
bananera |
|
dziki jak nasze |
|
całe życie na rybach |
Wysiadam dziarsko na przystani w Houay Xai. Bez
trudu odnajduję nocleg i idę coś zjeść. I wypić. Przysiada się jakiś
sympatyczny Laotańczyk. Stawia mi browara. Niesamowite. Chodzę trochę po
mieścinie, porządkuje bagaże w swoim pokoju, biorę kąpiel, po czym, późnym (jak
na Laos) wieczorem jem najwspanialszą zupę rybną pod słońcem, a raczej pod
księżycem. Jest wyborna, choć trochę za dużo w niej bambusa. Smak mi zostanie w
pamięci chyba do końca życia. Jak i obraz tej pustej knajpy tuż nad Mekongiem
oświetlonej kilkoma świecami.
………………………………………………………………………………………………………………………………………………………….....
Następnego dnia ranem
idę do banku i wymieniam resztę laotańskich papierów na tajską walutę. Zostało
mi 706 500 kipów. Dostaję za to 2840 bahtów. Biorę tuk-tuka i jadę do
granicy z Tajlandią. Bez problemu ją przechodzę, po czym docieram do Chiang
Khong. Wskakuje w miejscowy autobus bez szyb w oknach i po jakiejś godzinie docieram
do Chiang Rai.
Cytat: Świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę.
Św Augustyn z Hippony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz