04,05.12.2013
Battambang jest
drugim, po Phnom Penh, największym miastem Kambodży. Ma ciekawą, piękna
architekturę kolonialną. Na szczęście, nie jest miejscem obleganym przez
turystów. Po przypłynięciu łodzią z Siem Reap wysiadam na brzegu
rzeki wraz z kilkudziesięcioma
pasażerami i natychmiast jesteśmy atakowani przez tuk-tukowców. Całe stadko.
Dostrzegam gościa z tabliczką: Katrin, Senghout Hotel i idę do niego. ,,Zawieziesz mnie do tego hotelu?", pytam. ,,Jasne", odpowiada. Katrin nie przypłynęła tą łodzią, choć miała
rezerwację w hotelu. Za to do hotelu przywieziono mnie. Za darmo. Hotel jest
piękny, super wyposażony, ma basen i wiele innych bajerów. Zamawiam pokój na 2
doby. Płacę od razu 22 dolary za cały pobyt. Dostaję pokój 303. Jadę windą,
odnajduję pokój, zostawiam graty i idę na dół rozmówić się z tuk-tukowcem.
Wynajmuję go na dzisiejsze popołudnie i wieczór, na 3, może 4 godziny i na cały
dzień jutro. Ustalamy kwotę na 15 dolarów. Może dam mu coś ekstra, jak będzie
ok. Ma na imię Thean, jest sympatyczny i dość szybko zakumplowujemy się. Mówi
mi, że on i jego tuk-tuk jest sławny w Battambang, ponieważ woził kilka lat
temu Angelinę Jolie. To z Battambang słynna aktorka adoptowała dziecko. Mówi,
że jutro przyniesie z nią zdjęcia, jeśli chcę. Nie chcę. Aczkolwiek, zastanawiam
się czy nie mówią tak (że ją wozili) wszyscy tuk-tukowcy w Battambang. Zdjęcia
zrobić …dla fotografa …nie problemu.
Tu też mogą mieć Photoshopa. Pyta się co
chcę zobaczyć, przeżyć dziś i jutro. Gdzie ma mnie zawieść i opowiada mi trochę
przy kawce o khmerskich zwyczajach, o sobie, rodzinie, itp. Potem obwozi mnie
po mieście, krótki rekonesans. Zwiedzamy bankomat i jedziemy do restauracji. Za
dolarka jem dość dobre jedzenie… Siedzimy na balkonie.
Obserwuję ulicę i co się
na niej dzieje. A dzieje się dużo. Setki motorowerów, rowerów, mnóstwo
młodzieży szkolnej. Trąbienie, gwar, ciepło, ciekawie, smacznie. Czuję się
świetnie, błogo. Thean mnie pyta, czy nie chcę jakiejś ,,koleżanki’’ do hotelu
na noc, żebym nie czuł się samotny. Nie chcę. Gadamy, jest przyjemny, gorący
wieczór. Potem jeszcze proszę go o podwiezienie mnie do sklepu po jakiś
prowiant i piwko do hotelu. Tu proponuję mu browarka do domu. „A mogę poprosić
o litr mleka dla dzieci, zamiast piwa?”
I weź tu gadaj z Azjatą i mu coś proponuj. Jakoś zrobiło mi się przykro. W
hotelu sprawdzam pocztę a tu wiadomość od Da z dyskoteki w Siem Reap. Pisze, że
miło im było mnie poznać i kilka miłych tego typu słów i fotkę na której jestem…
Rano o 8.30
siedzimy i pijemy kawkę w kawiarni. Na ścianach półki z książkami. Proszę
Thana, żebyśmy w pierwszej kolejności
pojechali na local market (rynek). Jedziemy. A tam:
smocze owoce...mniaaaaam
OdpowiedzUsuń